Dowódca patrolu BIP-u ppor. „Piotr" byÅ‚, jak na warszawiaka przystaÅ‚o, czÅ‚owiekiem inteligentnym i obrotnym. Sprawy informacji i propagandy, sprowadzone w zasadzie do radiowego nasÅ‚uchu i ogÅ‚aszania komunikatów wojennych, zaÅ‚atwiaÅ‚ solidnie i na bieżąco jego zastÄ™pca kpr. „Wik", on sam zaÅ› przylgnÄ…Å‚ od poczÄ…tku do dowództwa baonu, a z czasem objÄ…Å‚ nieetatowÄ… funkcjÄ™ drugiego adiutanta mjra „SkaÅ‚y". ZewnÄ™trzne podobieÅ„stwo obydwóch byÅ‚o wprost szokujÄ…ce. Te same prawie twarze, bujne, kÄ™dzierzawe wÅ‚osy i angielskie wÄ…siki sprawiaÅ‚y, że mogli uchodzić niemal za braci, a gdy do tego zaczÄ™li kwaterować razem, wielu partyzantów miaÅ‚o trudnoÅ›ci - szczególnie o Å›wicie lub zmroku - w rozpoznaniu kto jest kto.
Wkrótce ppor. „Piotr" osiÄ…gnÄ…Å‚ jeszcze wiÄ™cej, stajÄ…c siÄ™ gÅ‚ównym inspiratorem poczynaÅ„ dowódcy, które zaważyÅ‚y na dalszych losach Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego »SkaÅ‚a«.
Dnia 14 sierpnia 1944 r. Komendant Armii Krajowej gen. „Bór" zaapelowaÅ‚ o odsiecz dla Warszawy. Treść tego rozkazu, podana w radio oraz „Biuletynie Informacyjnym" nr 53 z dnia 16 sierpnia 1944 r. brzmiaÅ‚a:
' „...W zwiÄ…zku z przedÅ‚użajÄ…cÄ… siÄ™ walkÄ… Warszawy oddziaÅ‚y dobrze uzbrojone powinny udać siÄ™ najszybszymi marszami na pomoc walczÄ…cej stolicy, zaatakować niemieckie posterunki na kraÅ„cach miasta oraz przebijać siÄ™ celem wziÄ™cia udziaÅ‚u w walkach ulicznych w centrum".
Apel ten poruszyÅ‚ szczególnie warszawskie serce ppor. „Piotra". O potrzebie pomocy dla bohaterskiej stolicy nietrudno byÅ‚o przekonać każdego uczciwego Polaka, a tym bardziej ppor. „Piotr" nie miaÅ‚ w tym wzglÄ™dzie kÅ‚opotów z mjrem „SkaÅ‚Ä…". Ten, jako czÅ‚owiek o rzadko spotykanym Å‚adunku patriotycznym, a do tego bojowy i ambitny dowódca,, wprost zapaliÅ‚ siÄ™ do podsuniÄ™tego mu przez ppor. „Piotra" projektu. ZrobiÅ‚by to z pewnoÅ›ciÄ… od razu po apelu gen. „Bora", stanęły mu jednak na przeszkodzie dwie sprawy. Obiecany, zapowiedziany i oczekiwany nadal zrzut broni oraz wyraźny rozkaz dowódcy Grupy Operacyjnej »Kraków«, nakazujÄ…cy utrzymanie przez batalion kluczowej pozycji przy szosie Warszawa - Kraków. Wydarzenia bojowe z dnia 30 sierpnia 1944 r. 7oraz brak zrzutów zmieniÅ‚y radykalnie sytuacjÄ™. Gdy na odprawie w dniu 1 wrzeÅ›nia 1944 r. „SkaÅ‚a" ponowiÅ‚ proÅ›bÄ™ o wymarsz na pomoc Warszawie, pÅ‚k „Garda" nie sprzeciwiÅ‚ siÄ™ i daÅ‚ zezwolenie. Dwa jednak brzemienne w skutkach tygodnie, które upÅ‚ywaÅ‚y od czasu wydania rozkazu gen. „Bora" zmieniÅ‚y wiele. Powstanie Warszawskie nie otrzymaÅ‚o spodziewanego wsparcia i chyliÅ‚o siÄ™ już wyraźnie ku upadkowi. Na dojÅ›cie do stolicy - w warunkach bojowych - trzeba byÅ‚o kilku tygodni. Nowy, nieznany teren, brak broni, budziÅ‚y zrozumiaÅ‚e obawy, a apel byÅ‚ przecież skierowany do oddziaÅ‚ów dobrze uzbrojonych, a nie takich jak Samodzielny Batalion Partyzancki »SkaÅ‚a«.
- BroÅ„ zdobÄ™dziemy w drodze, w Kieleckiem bÄ™dzie do tego okazji huk - zbijaÅ‚ te zastrzeżenia argumentami ppor. „Piotra" mjr „SkaÅ‚a". ByÅ‚ tym, który wierzyÅ‚ bezgranicznie, jak chyba nikt inny, w bojowość, ba, prawie nieÅ›miertelność swego baonu.
- BÄ™dziemy „rÄ…bać" i iść dalej - mawiaÅ‚ z entuzjazmem. Partyzancka brać i dowódcy pododdziaÅ‚ów patrzyli na sprawÄ™ zimniej i rozsÄ…dniej. Takiego optymizmu nie uzasadniaÅ‚y bowiem dotychczasowe akcje, balast ludzi bez broni i bÄ™dÄ…ce kulÄ… u nogi tabory. Wielu marzyÅ‚o nadal o Podhalu, chciaÅ‚o walczyć, a jeżeli trzeba ginąć, to na bliższej sercu krakowskiej ziemi.
Mimo wszystko „sÅ‚owo staÅ‚o siÄ™ ciaÅ‚em" i wymarsz zostaÅ‚ zadecydowany. PoprzedziÅ‚a go reorganizacja oddziaÅ‚u. Pozostawiono na miejscu punkty sanitarne, sÅ‚użby Å‚Ä…cznoÅ›ci i starszych wiekiem oficerów, zwolniono - poza 30 przekazanymi uprzednio do 106. dywizji AK - dalszych 70 ludzi, zmniejszono tabory tak, że batalion doszedÅ‚ do stanu okoÅ‚o 450 ludzi i 9 wozów.
Noc z 2 na 3 września 1944 r. była wyjątkowo przykra. Padał ulewny deszcz. Partyzanci spędzili ją pod drzewami śpiąc pod gołym niebem lub wybudowanych ad hoc szałasach.
Wieczorem 3 wrzeÅ›nia 1944 r. batalion wyruszyÅ‚ ku Warszawie. Mjr „SkaÅ‚a" wybraÅ‚ póÅ‚nocno-zachodni kierunek marszu. ByÅ‚a to wprawdzie trasa dÅ‚uższa, ale za to bezpieczniejsza. BiegÅ‚a bowiem poza przygotowywanÄ… przez Niemców wzdÅ‚uż Nidy i Pilicy nowÄ… liniÄ… okopów i obrony.
Pierwszy odcinek drogi byÅ‚ szczególnie trudny. W peÅ‚nej gotowoÅ›ci bojowej - z uwagi na silny, liczÄ…cy ponad 400 osób garnizon ochrony kolei w Tunelu i KozÅ‚owie - batalion przekroczyÅ‚ liniÄ™ Kraków - Warszawa i idÄ…c dalej przez Kowalów, Klimontów, Mstyczów dotarÅ‚ rano do Lasów Krzelowskich, gdzie zatrzymaÅ‚ siÄ™ na wypoczynek w rejonie majÄ…tku Wojciechów. W celu zdezorientowania Niemców w siÅ‚ach wÅ‚asnych mjr „SkaÅ‚a" zastosowaÅ‚ udany trick. KoÅ‚o Jeżowa zostawiÅ‚ 1. kompaniÄ™ z 4 wozami i kazaÅ‚ jej krążyć przez kilka godzin wokóÅ‚ miejscowoÅ›ci Klimontów. PodstÄ™p ten spowodowaÅ‚, że konfidenci ocenili siÅ‚y partyzantów na okoÅ‚o 15 000 ludzi.
Ten psychologiczny chwyt okazaÅ‚ siÄ™ dla partyzantów wielce pomocny w czasie dalszego marszu. Wszystkie Stiitzpunkty barykadowaÅ‚y siÄ™ nocÄ… na posterunkach i nie wykazywaÅ‚y w ciÄ…gu dnia żadnej aktywnoÅ›ci.
^ Mimo to na pierwszym postoju doszło do innej niż zamierzano akcji. W pobliskim Mstyczowie kwaterował sztab niemieckiej dywizji rezerwowej oraz nieliczne jej jednostki. Leśniczy przekazał partyzantom poufną wiadomość, że nudzący się pan generał i jego świta postanowili nazajutrz zapolować w pobliskim lesie.
- WspaniaÅ‚a gratka! Weźmiemy ich żywcem - ucieszyÅ‚ siÄ™ mjr „SkaÅ‚a" i zdecydowaÅ‚ siÄ™ na urzÄ…dzenie zasadzki. ChÄ™tnych na ten wypad nie brakowaÅ‚o. Wyznaczono dwa oddziaÅ‚y z 2. i 3. kompanii, które 4 wrzeÅ›nia 1944r. wyruszyÅ‚y na drogi wjazdowe do lasu. OtrzymaÅ‚y one polecenia zaÅ‚atwić sprawÄ™ po cichu, bez wszczynania strzelaniny.
OddziaÅ‚ por. „Szczerby" z kompanii »Grom« - »Skok« w sile 25 ludzi wybraÅ‚ na miejsce zasadzki wÄ…wóz przy drodze Mstyczów - Karczowice. Partyzanci zajÄ™li dobrze zamaskowane stanowiska i rozmawiajÄ…c cicho czekali cierpliwie na przejazd pana generaÅ‚a. Zaczęło już Å›witać, a Niemców nie byÅ‚o widać. Powiadomieni najprawdopodobniej o obecnoÅ›ci w terenie leÅ›nych oddziaÅ‚ów zmuszeni byli odÅ‚ożyć przyjemność na inny termin.
- Nie ma co dÅ‚użej tu siedzieć - zdecydowaÅ‚ „Szczerba" i oddziaÅ‚ ruszyÅ‚ w drogÄ™ powrotnÄ…. Nie usatysfakcjonowani i źli z powodu niewyspania partyzanci minÄ™li koloniÄ™ WÄ™grzynów i dochodzili już do lasu, w którym kwaterowaÅ‚ batalion.
- Niemcy z lewej! - wrzasnÄ…Å‚ nagle „Judasz" idÄ…cy wraz z „MyÅ›liÅ„skim" i „Orlikiem" w tylnym ubezpieczeniu. RzeczywiÅ›cie na drodze pojawiÅ‚a siÄ™ furmanka z siedmioma lotnikami niemieckimi.
- Za mnÄ…! - woÅ‚aÅ‚ na kolegów Wojtek, zmierzajÄ…c do skrajnych zabudowaÅ„ wsi.
„MyÅ›liÅ„ski" zdążyÅ‚, nie dobiegÅ‚ jeszcze „Orlik". PrzeszkodziÅ‚y mu w tym buty.
Tak siÄ™ pechowo zÅ‚ożyÅ‚o, że w poprzednim dniu oddaÅ‚ swoje do naprawy. Nie mógÅ‚ przyznać siÄ™ do tego, bo z akcji wyszÅ‚yby nici. Por. „Szczerba" chÄ™tnie przyjÄ…Å‚ go do oddziaÅ‚u wiedzÄ…c, jak zasÅ‚użonym i wytrawnym jest bojowcem. Zmartwienie zażegnaÅ‚ któryÅ› z kolegów wyciÄ…gajÄ…c z plecaka gumowe trampki. ByÅ‚y wprawdzie za duże i sfatygowanie, ale rozwiÄ…zywaÅ‚y problem. DÅ‚ugi jednak marsz do miejsca zasadzki, a teraz z powrotem, dogodziÅ‚ im do reszty.
WoÅ‚anie „Judasza" poderwaÅ‚o także „Orlika". ByÅ‚ już w poÅ‚owie drogi, gdy nieszczÄ™sny gumiak zleciaÅ‚ mu z nogi. SchyliÅ‚ siÄ™, by go wciÄ…gnąć. Gdy podniósÅ‚ siÄ™ z klÄ™czek, Niemcy byli na wprost niego, zaledwie o 40 m. StaÅ‚ na otwartej przestrzeni. O doskoczeniu do pierwszego domu nie byÅ‚o mowy.
Tym razem to już koniec. Nie sprzedam jednak tanio swojej skóry - pomyÅ›laÅ‚ i zÅ‚ożyÅ‚ siÄ™ do strzaÅ‚u.
Ta, ta, ta, ta - zaterkotaÅ‚a seria peemu. ByÅ‚a celna! WidziaÅ‚, jak posypaÅ‚y siÄ™ drzazgi z póÅ‚koszków i jeden z Niemców spadÅ‚ z wozu.
StrzaÅ‚y zaalarmowaÅ‚y resztÄ™ oddziaÅ‚u, który rozsypaÅ‚ siÄ™ momentalnie w tyralierÄ™ z zamiarem odciÄ™cia drogi lotnikom. Ci zaskoczeni ogniem opamiÄ™tali siÄ™, gdy „Orlik" dopadÅ‚ do najbliższego domu. „Judasz" i „MyÅ›liÅ„ski" rozpoczÄ™li już ogieÅ„. ByÅ‚ uratowany. Niemcy zawrócili wóz i ostrzeliwujÄ…c siÄ™ gÄ™sto z karabinu maszynowego zdoÅ‚ali wycofać siÄ™ z grożącego im okrążenia.
UciekajÄ…c pozostawili 1 zabitego i 1 peem. Już za kilka godzin doniosÅ‚a „terenówka", że Å‚Ä…cznie w tej potyczce zginęło 3 Niemców i 2 zostaÅ‚o ciężko rannych. Strat wÅ‚asnych nie byÅ‚o. Incydent ten postawiÅ‚ w stan alarmowy •caÅ‚y batalion. Kompanie zajęły stanowiska na skraju lasu, gotowe na odparcie ataku wroga.
KoÅ‚o poÅ‚udnia pojawiÅ‚y siÄ™ rzeczywiÅ›cie wiÄ™ksze oddziaÅ‚y Niemców we
wsi Jasieniec w kolonii WÄ™grzynów. Nie przedsiÄ™wziÄ™li jednak żadnego dziaÅ‚ania. Czekali podobno na posiÅ‚ki i zamierzali uderzyć nastÄ™pnego dnia. WczeÅ›niej, bo już o zmroku, batalion udaÅ‚ siÄ™ w dalszÄ… drogÄ™ na póÅ‚noc.
Kolejne noce wypełniały forsowne marsze - po 20-30 km. Pogoda, jak na złość, była w kratkę. Nad ranem pojawiał się już szron. Warty, ubezpieczenia i służby porządkowe w czasie postoju potęgowały zmęczenie.
KÅ‚opoty z wodÄ… i niemaÅ‚e trudnoÅ›ci z zaprowiantowaniem tak dużego oddziaÅ‚u powodowaÅ‚y, że partyzanci chodzili zaroÅ›niÄ™ci, nie domyci, momentami gÅ‚odni. Niektórzy poocierali nogi, wielu zwÄ…tpiÅ‚o już w swoje siÅ‚y. DźwigajÄ…cy cekaem koÅ„ „Wiarus" też postÄ™kiwaÅ‚ żaÅ‚oÅ›nie i pokÅ‚adaÅ‚ siÄ™ byle gdzie. NajwiÄ™cej jednak dostawali w kość żoÅ‚nierze z batalionowego zwiadu. „Karp", „LeÅ›nik", „Gala", „RyÅ›", „Sas I", „CieÅ„", „Wilk", „Sulima", „Lew" i inni byli w bezustannym ruchu. Rozpoznania, kontakty, przekazywanie meldunków, jazdy po zakupy dla kolegów nie pozwalaÅ‚y im po prostu zsiąść z koni. Kiedy wypoczywali i spali, byÅ‚o dla wszystkich zagadkÄ…. W lasach koÅ‚o Lelowa batalion zatrzymaÅ‚ siÄ™ na jednodniowy odpoczynek. Każdy korzystaÅ‚ z okazji, by wyprać bieliznÄ™, dobrze siÄ™ umyć i zakrzÄ…tnąć siÄ™ wokóÅ‚ siebie. Kompanijne Å‚Ä…czniczki „Rezeda", „Ania", „FioÅ‚ek", „Dzidzia", „Lucyna", „Halina" i inne nie rozstawaÅ‚y siÄ™ z igÅ‚Ä….
Po poÅ‚udniu zorganizowano wspólne ognisko. Ppor. ,„Dewajtis" recytowaÅ‚ wÅ‚asne wiersze, ppor. „MiÅ› II", „RyÅ› II", „Alf" i „Janina" zaprezentowali kilka udanych skeczów i kupletów, wszyscy zaÅ› chóralny Å›piew. ByÅ‚o przyjemnie i miÅ‚o. Wieczorem opuÅ›ciÅ‚o batalion i odeszÅ‚o do kwaterujÄ…cej obok grupy kieleckiej „Malinowskiego" ponad 30 żegnanych z żalem partyzantów, którzy z powodu otarcia nóg lub innych dolegliwoÅ›ci nie mogli kontynuować dalszego marszu.
W nocy z 10 na 11 wrzeÅ›nia 1944 r. Samodzielny Batalion Partyzancki »SkaÅ‚a«, uszczuplony do stanu 420 ludzi, dochodziÅ‚ do lasu ZÅ‚oty Potok - nadleÅ›nictwo Å»rebie. O kilka kilometrów w prawo na linii kolejowej CzÄ™stochowa - Kielce widać byÅ‚o Å‚unÄ™ z dopalajÄ…cego siÄ™ pociÄ…gu towarowego, wysadzonego poprzedniej nocy przez miejscowe oddziaÅ‚y AK.
- ChÅ‚opaki! Nie rozbierać siÄ™! _- ostrzegali tajemniczo bliższych kolegów lepiej zorientowani w sytuacji zwiadowcy. W istocie przekazywane mjrowi „Skale" meldunki wskazywaÅ‚y niedwuznacznie na to, że Niemcy coÅ› zamierzajÄ…. Ludzie byli już dobrze zmÄ™czeni dÅ‚ugim marszem. NastÄ™pny las znajdowaÅ‚ siÄ™ dopiero o kilkanaÅ›cie kilometrów dalej. Aby tam dojść, należaÅ‚o przeskoczyć szosÄ™ Å»arki - Radomsko. Na to wszystko nie starczaÅ‚o czasu. ZbliżaÅ‚ siÄ™ Å›wit.
- Wytrzymamy tu jeden dzieÅ„, a wieczorem pójdziemy dalej - zdecydowaÅ‚ w tej sytuacji mjr „SkaÅ‚a" wiedzÄ…c z doÅ›wiadczenia, że meldunki bywajÄ… czÄ™sto przesadzone, a Niemcy nie kwapiÄ… siÄ™ do walki w lasach.
DniaÅ‚o już, gdy Å‚Ä…cznik doprowadziÅ‚ partyzantów na wyznaczone kwatery. Kilka szaÅ‚asów, pozostawiony karabin i 5 granatów Å›wiadczyÅ‚y o tym, że batalion zostaÅ‚ skierowany na dopiero co opuszczone obozowisko. Jak siÄ™ okazaÅ‚o, zajmowaÅ‚ je do wczoraj jakiÅ› kielecki oddziaÅ‚ AK. Co przezorniejsi ukÅ‚adali siÄ™ do snu w peÅ‚nym rynsztunku. O godzinie 11 zarzÄ…dzono pobudkÄ™. GÄ™sta mgÅ‚a zalegaÅ‚a jeszcze las. - Dowódcy kompanii na odprawÄ™! - woÅ‚aÅ‚ batalionowy goniec. Wszyscy zainteresowani znaleźli siÄ™ niebawem w maÅ‚ym namiocie, zajmowanym przez mjra „SkaÅ‚Ä™", adiutanta por. „Spokojnego" i ppor. „Piotra". ByÅ‚ to wyjÄ…tkowy wypadek, że ich wzywano. Od czasu bowiem decyzji marszu na WarszawÄ™ gÅ‚ównym konsultantem mjra „SkaÅ‚y" staÅ‚ siÄ™ ppor. „Piotr".
- Koledzy! Ja ze „Spokojnym" i „Piotrem" wyjeżdżam zaraz na spotkanie z dowódcÄ… CzÄ™stochowskiej Dywizji AK30. ZastÄ™puje mnie jak zwykle kpt. „Koral". SÄ… jakieÅ› pytania?
- Owszem. Pokaż przynajmniej, gdzie jesteśmy, bo nikt- z nas nie posiada mapy -odezwałem się z przekąsem.
- SÅ‚usznie. ZorientujÄ™ was szybko, bo już jesteÅ›my spóźnieni.
Z mapy wynikaÅ‚o, że las jest duży, a za stanowiskiem 2. kompanii »BÅ‚yskawica« znajdujÄ… siÄ™ mokradÅ‚a.
- Może ją zostawisz?
- Niestety mam tylko jednÄ….
Mjr „SkaÅ‚a", por. „Spokojny" i ppor. „Piotr" wsiedli do bryczki i w ubezpieczeniu zwiadowców „ZajÄ…ca", „Sulimy" i „Lwa" oraz Å‚Ä…cznika rowerowego ruszyli w kierunku zachodnim na umówione spotkanie.
Kpt. „Koral" i ja ponarzekaliÅ›my trochÄ™ na ciężkie czasy i wracaliÅ›my powoli do swych kompani. Gdy mieliÅ›my siÄ™ rozejść, przyhamowaÅ‚ nas na miejscu odgÅ‚os dalekich strzaÅ‚ów. ByÅ‚a godzina 12.30. Strzelanina wyraźnie siÄ™ wzmagaÅ‚a.
- Rysiek! Przejmij dowództwo nad batalionem, bo czujÄ™ siÄ™ źle i Å‚eb mi pÄ™ka z bólu - zaproponowaÅ‚ „Koral".
- Jak trzeba, to mówi siÄ™ trudno - zgodziÅ‚em siÄ™ i ruszyÅ‚em biegiem do swoich.
ZarzÄ…dzono alarm i kompanie wyszÅ‚y na stanowiska. Nietrudno byÅ‚o stwierdzić, że odgÅ‚osy walki pochodziÅ‚y z kierunku, w którym wyjechaÅ‚ przed póÅ‚ godzinÄ… sztab. OkazaÅ‚o siÄ™ później, że rzeczywiÅ›cie tak byÅ‚o. OkoÅ‚o 200 m od m. p. baonu mjr „SkaÅ‚a" zatrzymaÅ‚ siÄ™ ma chwilÄ™ przy ubezpieczeniu, którego dowódcÄ… byÅ‚ „Mruk" z 3. kompanii »Grom« - »Skok«.
- Co tu słychać? - zagadał.
- Zauważyłem żołnierzy w zielonych mundurach przemykających przez dukt leśny - zameldował.
- To pewnie nasi z dywizji czÄ™stochowskiej - orzekÅ‚ przysÅ‚uchujÄ…cy siÄ™ rozmowie Å‚Ä…cznik. Bryczka potoczyÅ‚a siÄ™ dalej. Po kilkuset metrach jazdy -droga wpadaÅ‚a w duży, prostokÄ…tny wyrÄ…b. Ubezpieczenie przednie1 w skÅ‚adzie „Sulima", „ZajÄ…c" i Å‚Ä…cznik osiÄ…gnęło już przeciwlegÅ‚Ä… lizjerÄ™ lasu, gdy nagle z lewej strony wyskoczyÅ‚ oddziaÅ‚ w zielonych mundurach biegnÄ…c w kierunku jadÄ…cej o 50 m z tyÅ‚u bryczki.
- Stój! Z wozu! - zakomenderowaÅ‚ „SkaÅ‚a" i wszyscy za jego przykÅ‚adem skoczyli do przydrożnego rowu.
- Pastoj! - krzyknÄ…Å‚ ktoÅ› dekonspirujÄ…c atakujÄ…cych i równoczeÅ›nie dÅ‚uga seria z karabinu maszynowego rozpruÅ‚a opuszczone przed chwilÄ™ siedzenia bryczki.
„ZajÄ…c" i „Sulima" prali już z MP do nacierajÄ…cego wroga, by bronić dowództwo.
Mjr „SkaÅ‚a" zorientowaÅ‚ siÄ™ szybko w sytuacji i nakazaÅ‚ wycofywać siÄ™ na stanowiska przedniego ubezpieczenia. TÄ™dy byÅ‚o najbliżej do lasu. Pod osÅ‚onÄ… ognia „Sulimy" i „ZajÄ…ca" oraz przy wykorzystaniu zbawczego rowu „Skale" i „Spokojnemu" udaÅ‚o siÄ™ wycofać. Ppor. „Piotr" wyskoczyÅ‚ natomiast na karczowisko i szukaÅ‚ szansy w odwrotnym kierunku. Może chciaÅ‚ •ostrzec zagrożony batalion?
„Lew" trzymaÅ‚ siÄ™ nadal bryczki i biÅ‚ zaciekle ze stena do nacierajÄ…cych wÅ‚asowców. Strzelaniny tej nie wytrzymaÅ‚y już poranione konie. SpÅ‚oszone ruszyÅ‚y naprzód pociÄ…gajÄ…c za sobÄ… cennÄ… dla „Lwa" zasÅ‚onÄ™. WycofujÄ…cy siÄ™ po otwartym terenie „Piotr" nie uszedÅ‚ daleko. Trafiony Å›miertelnie padÅ‚' na karczowisku.
„Lew" walczyÅ‚ nadal bez żadnych jednak szans ratunku. Ubity bowiem koÅ„ przygniótÅ‚ mu nogi. ZginÄ…Å‚ po wystrzeleniu ostatniego naboju z peemu.
Uratowani „SkaÅ‚a", „Spokojny", „Sulima" i „ZajÄ…c" odskoczyli nieco w las i ukryli siÄ™ w gÄ™stym poszyciu paproci. PrzemyÅ›liwali teraz, jak przed-drzeć siÄ™ do swoich.
Losy batalionu zdawaÅ‚y siÄ™ przesÄ…dzone. Uderzenie na Lasy ZÅ‚otopotockie nie byÅ‚o akcjÄ… represyjnÄ…, lecz planowanÄ…. Niemcy rozpoczÄ™li bowiem w dniu 11 wrzeÅ›nia 1944 r. trwajÄ…cy do 16 wrzeÅ›nia pierwszy etap ofensywy przeciw partyzantom Kielecczyzny. Użyli w niej jednostek specjalnie wyposażonych i przeszkolonych w walkach leÅ›nych. W ich skÅ‚ad wchodzili ochotnicy z Wehrmachtu, ROA (Russkaja Oswoboditielnaja Armia) i organizacje hitlerowskie z kolaborujÄ…cych krajów Europy. Pech tylko chciaÅ‚, że na czoÅ‚owym miejscu tej operacji znalazÅ‚y siÄ™ Lasy ZÅ‚otopotockie i kwaterujÄ…cy tam w czasie przemarszu Samodzielny Batalion Partyzancki »SkaÅ‚a«.
W dniu 11 wrzeÅ›nia 1944 r. rano, na szosÄ™ Janów - Przyrów i Janów - Lelów przyjechaÅ‚y liczne samochody ciężarowe, przywożąc oddziaÅ‚y niemieckie w sile okoÅ‚o 4 000 ludzi. Na las ruszyÅ‚y 3, kolumny: zachodnia posuwaÅ‚a siÄ™ od strony szosy Janów - Przyrów, poÅ‚udniowo-zachodnia z rejonu miasteczka Janów i poÅ‚udniowa z Bystrzanowic. Oprócz tego od strony wschodniej koÅ‚o wsi Konstantynów zajęły stanowiska dwie konne sotnie kozaków z ROA. Zadanie byÅ‚o jasne. Przeczesać las i zniszczyć znajdujÄ…cych siÄ™ w nim partyzantów. Promieniste uderzenie od strony poÅ‚udniowo-zachodniej zakÅ‚adaÅ‚o zepchniÄ™cie partyzantów na póÅ‚noc w kierunku oznaczonych na mapie bagien. W wypadku wyjÅ›cia ich z tej opresji, ostatecznego dzieÅ‚a zniszczenia miaÅ‚a dokonać szarża kawalerii ROA na bezdrzewnych wydmach, znajdujÄ…cych siÄ™ miÄ™dzy mokradÅ‚ami a torem kolejowym.
Partyzanci na szczęście nie znali ani zamiarów, ani liczby Niemców. Wszystko, co nastÄ…piÅ‚o, byÅ‚o prawie zaskoczeniem. Czyje bowiem nerwy wytrzymaÅ‚yby Å›wiadomie atak tak przeważajÄ…cych siÅ‚ i nie ulegÅ‚y wymowie straszliwej prawdy? Jakie samopoczucie miaÅ‚ liczÄ…cy 420 ludzi oddziaÅ‚, tylko w 60% uzbrojonych, w walce z nawaÅ‚Ä… 4 000 Å›wietnie wyszkolonego i wyposażonego wojska?
Czy wreszcie rozsÄ…dny dowódca mógÅ‚by podjąć innÄ… decyzjÄ™ jak zabójcze ryzyko natychmiastowego wycofania albo bohaterskÄ… obronÄ™ do przysÅ‚owiowej ostatniej kropli krwi? CzekaliÅ›my wiÄ™c na uderzenie wroga bez obciążenia psychicznego. z peÅ‚nÄ… wiarÄ… w swój karabin i w siebie. WiedzieliÅ›my, że Niemcy nie lubiÄ…, a nawet unikajÄ… walk w lesie. Batalion zajÄ…Å‚ stanowiska w kierunku poÅ‚udniowo-zachodnim, w linii póÅ‚pierÅ›cienia i w oparciu o wspomniane bagna.
Na lewym skrzydle znajdowaÅ‚a siÄ™ 1. kompania »Huragan«, w Å›rodku 3. kompania »Grom« - »Skok«, na prawo od niej 2. kompania »BÅ‚yskawica«, w odwodzie zaÅ› pluton specjalny ppor. „Marsa" i zwiad konny .ppor. „Karpia".
Ja ulokowaÅ‚em siÄ™ przy cekaemie z tyÅ‚u niewielkiej polanki. DochodziÅ‚a godzina 13. Jeszcze odgÅ‚osy pojedynczych strzaÅ‚ów dobiegaÅ‚y z miejsca nierównej walki mjr „SkaÅ‚y" i jego eskorty z zasadzkÄ… ROA, gdy gwaÅ‚towna kanonada odezwaÅ‚a siÄ™ w rejonie stanowisk 1. kompanii »Huragan«.
PotÄ™gujÄ…cÄ… siÄ™ z minuty na minutÄ™ strzelaninÄ™ rozpoczÄ™li Niemcy już na widok partyzanckich czujek. Tu atakowaÅ‚ Wehrmacht. Uzbrojeni wyÅ‚Ä…cznie w peemy i karabiny maszynowe Niemcy szli gÄ™stÄ… tyralierÄ… siekÄ…c na oÅ›lep dÅ‚ugimi seriami, chyba w przekonaniu, że potÄ™ga samego ognia wystarczy, by przepÅ‚oszyć partyzantów. Ci zaÅ› tkwili na stanowiskach na razie bez odzewu. Nie stać ich" byÅ‚o na marnowanie cennej amunicji. Czekali, aż nieprzyjaciel podejdzie bliżej.
_ . Teraz! - mówi do celowniczego erkaemu drużynowy „Å?Ä™czyc", dajÄ…c
znak do rozpoczÄ™cia kontrakcji. GwaÅ‚towny, mierzony ogieÅ„ wszystkich ' posiadanych karabinów i peemów uderza w Niemców. Jazgot strzaÅ‚ów miesza siÄ™ z krzykiem dowódców i jÄ™kami ginÄ…cych.
Zamieszanie wÅ›ród Wehrmachtu trwa jednak krótko. Ci, którzy nie padli, pchajÄ… siÄ™ uparcie naprzód. Chyba wyfasowana przedtem wódka daje im tyle animuszu. SzaleÅ„czy ogieÅ„ z ich strony wzmaga siÄ™. Kule bijÄ… po drzewach. Drzazgi i liÅ›cie sypiÄ… siÄ™ na stanowiska i gÅ‚owy broniÄ…cych siÄ™. Jeden ciÄ…gÅ‚y Å›wist roznosi siÄ™ po lesie. Wydaje siÄ™, że nikt nie wytrzyma dÅ‚użej takiego piekÅ‚a. A jednak partyzanci nie ustÄ™pujÄ…. StrzelajÄ… roztropniej i celniej. Z każdym krokiem rzednÄ… napastnicze szeregi. Ale i oni nie sÄ… nieÅ›miertelni. Erkaem przechodzi z rÄ…k do rÄ…k. Ginie celowniczy „JastrzÄ…b II". Karabin po zabitym bracie przejmuje „Mrówka" i mÅ›ci jego Å›mierć aż do czasu, gdy trafia go w gÅ‚owÄ™ nieprzyjacielska kula. W morderczej walce pada jeszcze „Orlik II", „Odrowąż", „Wilk II" i „Jankiel". Rannych „Å»abÄ™", „Wira" i „Lisa" wyprowadza do tyÅ‚u sanitariuszka „FioÅ‚ek". mimo to Wehrmachtowi nie udaje siÄ™ przeÅ‚amać partyzanckiego oporu. Wreszcie natarcie, okupione dziesiÄ…tkami zabitych i rannych, zaÅ‚amuje siÄ™. Czy jednak na dÅ‚ugo? Trzeci z kolei celowniczy erkaemu pchor. „Å?Ä™czyc" to wyjÄ…tkowy patriota.
- ChÅ‚opcy, nie damy siÄ™! - podtrzymuje na duchu kolegów. - Jak
trzeba będzie się bać, to ja wam powiem.
Obok niego walczÄ… dwaj jego bracia, „Bolek" i „MyÅ›liÅ„ski". Niemcy ponawiajÄ… atak Å›wieżymi siÅ‚ami. Na partyzantów sypie siÄ™ znowu lawina ognia. Ale i oni nie pozostajÄ… dÅ‚użni. Przy erkaemie wprost szaleje „Å?Ä™czyc". Jego serie sÄ… krótkie i efektywne. Niemcy i tym razem nie osiÄ…gajÄ… sukcesu. OdstÄ™pujÄ… od czoÅ‚owego natarcia i zmieniajÄ… plan dziaÅ‚ania. KierujÄ… siÄ™ teraz w prawo. Sytuacja staje siÄ™ niebezpieczna. Kompanii grozi oskrzydlenie.
- Co ci jest, Jasiek? - pyta brata ppor. „Bolek" widzÄ…c wykrzywionÄ…, bólem twarz „Å?Ä™czyca".
- Nic. Nic. Jestem tylko ranny.
Walka trwa już prawie dwie godziny.
- Wycofać siÄ™ na stanowiska »BÅ‚yskawicy« - przynosi Å‚Ä…cznik zbawczy rozkaz.
- Ja zostanÄ™, osÅ‚oniÄ™ wasz odwrót - mówi „Å?Ä™czyc" i strzela dalej z erkaemu. Niestety nie trwa to dÅ‚ugo. Druga kula trafia go celniej i Å›miertelnie. Erkaem przejmuje „Åšruba". O kilkanaÅ›cie minut później uderza na 3. kompaniÄ™ »Grom« i- »Skok« druga kolumna Niemców. Walka toczy siÄ™ w podobnej jak tam scenerii. Opór partyzantów jest tu jednak silniejszy, sÄ… lepiej uzbrojeni. Dwa elkaemy z celowniczymi „KropkÄ…" i „SzydÅ‚a" szczerbiÄ… wydatnie atakujÄ…ce szeregi. Plut. „Bugaj" znaczy scyzorykiem na kolbie karabinu każdego zabitego Niemca. Ma już cztery kreski. „Kat" cieszy siÄ™ jak dziecko z celnych strzaÅ‚ów.
- Widzicie, jak dostał, aż mu czapa spadła z głowy - ogłasza głośno swoje sukcesy.
Ale i nieprzyjaciel nie strzela na wiwat. Ginie „Tatar", brat „Piacha", trafiony w tÄ™tnicÄ™ szyjnÄ…. Ranny w nogÄ™ jest „Czarny", a gdy wycofuje siÄ™, dostaje drugi postrzaÅ‚ w poÅ›ladek. Musi przerwać swÄ… buchalterie także „Bugaj". Kula strzaskaÅ‚a mu bowiem kość przedramienia.
- Polnische Banditen! Wo sind eure Offiziere? - wrzeszczÄ… Niemcy.
- Hier kommen! «- woÅ‚ajÄ… niektórzy obiecujÄ…c życie. Sami jednak dojść
nie mogÄ…. Przyhamowani skutecznym ogniem muszÄ… siÄ™ wycofać. Nowego ataku już nie próbujÄ….
Około godziny 15 wydaję rozkaz wycofania kompanii do tyłu na nowe pozycje.
Na stanowiskach »BÅ‚yskawicy« panowaÅ‚ dotÄ…d spokój. Tylko odgÅ‚osy toczÄ…cej siÄ™ bitwy pozwalaÅ‚y domniemywać, jak liczny i silny jest wróg oraz okreÅ›laÅ‚y"powagÄ™ sytuacji batalionu. Partyzanci leżeli na skraju polany oglÄ…dajÄ…c siÄ™ raz po raz na mnie, jakbym to ja miaÅ‚ być cudotwórcÄ…, który wyprowadzi ich z potrzasku.
SpacerowaÅ‚em spokojnie z kijkiem w rÄ™ku, jakby siÄ™ nic szczególnego nie dziaÅ‚o. W rzeczywistoÅ›ci byÅ‚ to pozorny i mocno udawany spokój. PrzejmujÄ…c dowództwo nad batalionem nie zdawaÅ‚em sobie sprawy, jak wielkiej podjÄ…Å‚em siÄ™ odpowiedzialnoÅ›ci, że ode mnie w gÅ‚ównej mierze zależy życie 420 mÅ‚odych, obiecujÄ…cych dla Polski ludzi. Gdy padÅ‚y pierwsze strzaÅ‚y, nie wiedziaÅ‚em nic o przeciwniku. Dopiero dwukolumnowe uderzenie na oddziaÅ‚y »Huragan« i »Grom« - »Skok« daÅ‚o częściowe rozeznanie. Czy jednak Niemcy odkryli -wszystkie karty? A może las jest otoczony ze wszystkich stron?
WytężaÅ‚em teraz mózg, by przypomnieć sobie przynajmniej to, co widziaÅ‚em na mapie w namiocie u mjra „SkaÅ‚y". Pewny byÅ‚em, że nastÄ™pny kompleks leÅ›ny znajduje siÄ™ na póÅ‚nocnym zachodzie, dopiero za szosÄ… Janów - Przyrów. ZapamiÄ™taÅ‚em zagajnik za torem kolejowym i to, że za .mokradÅ‚ami, 100 m w prawo od stanowiska »BÅ‚yskawicy« koÅ„czy siÄ™ już las.
O wycofaniu batalionu myÅ›laÅ‚em od pierwszej chwili. Jak? Gdzie? ByÅ‚y to pytania, na które nie mogÅ‚em znaleźć na razie odpowiedzi. ChciaÅ‚em, by opór 1. i 3. kompanii trwaÅ‚ jak najdÅ‚użej. Trzeba byÅ‚o zyskać czas na bliższe rozpoznanie nieprzyjacielskiego ugrupowania i terenu, chodziÅ‚o także o to, aby przeciwnik rozdrobniÅ‚ siÄ™ w walce i jak najbardziej rozprzestrzeniÅ‚ siÄ™ po lesie i aby wreszcie nadszedÅ‚ wieczór, a z nim koniec niemieckiej obÅ‚awy.
Niemiecki atak idzie od zachodu i poÅ‚udnia. NależaÅ‚o siÄ™ także jak najszybciej dowiedzieć, czy grozi on także z innych stron. MiaÅ‚em koÅ‚o siebie ppor. „Karpia" i niezawodny dotychczas zwiad konny.
- Czesiek! WyÅ›lij jeden patrol na wschód z zadaniem zbadania czy sÄ… tam też Niemcy, drugi niech rozpozna bagna za nami - wydaÅ‚em rozkaz „Karpiowi" wskazujÄ…c kierunki. Po godzinie wróciÅ‚ zwiad „Gali".
- Na skraju lasu i we wsi Konstantynów sÄ… wÅ‚asowcy. Chyba ze dwa szwadrony kozaków na koniach -- zameldowaÅ‚ „Karp". Wiadomość byÅ‚a bardzo zÅ‚a. Kawaleria mogÅ‚a być szczególnie niebezpieczna w otwartym terenie.
- A co z mokradłami? - zapytałem.
Nie byÅ‚o odpowiedzi. WysÅ‚any tam patrol jeszcze nie wróciÅ‚.
Z dziesiÄ™ciu Rosjan, których przyprowadziÅ‚ do batalionu „Judasz", pozostaÅ‚o tylko czterech: „Antipow", „Fiedor", „MikoÅ‚aj" i „Iwan". Ci czuli siÄ™ tak dobrze jako luzacy w zwiadzie, że nie chcieli odejść do 106. Dywizji AK, gdzie formowano zÅ‚ożony wyÅ‚Ä…cznie z żoÅ‚nierzy radzieckich pluton. Teraz doniesiono mi, że czwórka Rosjan dokonaÅ‚a Å›miaÅ‚ej konnej szarży na stanowisko Kozaków, obrzucajÄ…c je granatami. Z wypadu nie powróciÅ‚ jednak „Antipow".
Na stanowiskach »BÅ‚yskawicy« w moim punkcie dowodzenia wzrastaÅ‚o tymczasem napiÄ™cie. Dr „Jarema" i sanitariuszki mieli już peÅ‚ne rÄ™ce roboty przy opatrywaniu rannych: „Å»aby", „Wira", „Bugaja", „Czarnego" i „Lisa". Wycofa-na z walki 1. kompania »Huragan« rozlokowaÅ‚a siÄ™ w odwodzie, zaÅ› 3 kompania »Grom« - »Skok« zajęła - zgodnie z poleceniem - nowe pozycje w prawo od »BÅ‚yskawicy«. Meldunki oraz widok przeskakujÄ…cych przez dukt Niemców wskazywaÅ‚y, że kierujÄ… siÄ™ teraz na póÅ‚nocny cypel lasu. ByÅ‚o to stwierdzenie i dobre, i zÅ‚e. ÅšwiadczyÅ‚o, że zamierzajÄ… oskrzydlić batalion, ale równoczeÅ›nie - jak tego chciaÅ‚em - rozpraszajÄ… siÄ™, osÅ‚abiajÄ…c w ten sposób siÅ‚Ä™ uderzeniowÄ…. Trakt leÅ›ny sugerowaÅ‚ jedynÄ… możliwość wyprowadzenia licznych, bÄ™dÄ…cych zawsze kulÄ… u nogi, wozów taborowych. NależaÅ‚o wycofać siÄ™ na zachód. Innego rozwiÄ…zania na razie nie widziaÅ‚em. ObawiaÅ‚em siÄ™ bowiem nowego uderzenia Niemców.
__ Zawracać wozy na drogÄ™! - wydaÅ‚em rozkaz taborowym. Wozy te bowiem jak na zÅ‚ość byÅ‚y ustawione w odwrotnym niż byÅ‚o trzeba kierunku. DecyzjÄ™ takÄ… podjÄ…Å‚em nie tylko z racji ratowania wozów. ByÅ‚em ich, jak i caÅ‚a partyzancka brać, zdecydowanym przeciwnikiem. DoszedÅ‚em do wniosku, że i tu wozy powinny okazać siÄ™ użyteczne. MogÅ‚y bowiem stanowić ochronÄ™ odskoku, zaabsorbować Niemców i odwrócić uwagÄ™ od siÅ‚y żywych.
_ Zawracanie ich - z braku miejsca na objazd - szło opornie i zdawało się przedłużać w nieskończoność. Nagle z tyłu padł niespodziewany strzał i kula przeszła tuż koło mojej głowy.
Co za sukinsyn strzela! - odwróciÅ‚em siÄ™ patrzÄ…c podejrzliwie na znajdujÄ…cych siÄ™ za mnÄ… ludzi z pocztu dowódcy batalionu i zapuchniÄ™tego od bólu zÄ™ba „Cienia".
ByÅ‚em przekonany, że wÅ›ród nich jest ten, któremu nerwy odmówiÅ‚y posÅ‚uszeÅ„stwa.
WróciÅ‚ z rozpoznania „Wilk".
- Co słychać? - podskoczyłem do niego z zapytaniem.
- ObszedÅ‚em las wzdÅ‚uż, wszerz i do koÅ„ca. Nie ma tam Niemców ani żadnych bagien. Wszystko wyschÅ‚o i poza maÅ‚ym strumyczkiem, który można
przeskoczyć, jest prawie tak samo, jak tu na polanie. Była to bardzo cenna wiadomość.
PrzywoÅ‚aÅ‚em ppor. „Dewajtisa" i sierż. „Kruka" szefa 2. kompanii.
- Odskoczymy w tym kierunku! - zakomunikowałem im nową decyzję wskazując rzekome bagna.
„Dewajtisowi" poleciÅ‚em zebrać w jednÄ… grupÄ™ nieuzbrojonych z wszystkich kompanii i zorganizować transport rannych. „Kruk" zaÅ› miaÅ‚ dopilnować zabrania z wozów amunicji, plecaków i wszystkiego, co można nieść.
DochodziÅ‚a godzina 16.30. ByÅ‚ już najwyższy czas, by siÄ™ wycofać. Do wieczora Niemcy mogli ponowić uderzenie. CzuÅ‚em, że cisza, która teraz zapanowaÅ‚a, nie wróży nic dobrego! Nie pomyliÅ‚em siÄ™.
Ze stanowiska »BÅ‚yskawicy« nadchodziÅ‚y meldunki, że nieprzyjaciel grupuje siÄ™ tuż przy trakcie i szykuje do ataku. WidziaÅ‚em wpatrzone w siebie oczy kulejÄ…cego w marszu „Andrzeja" (Andrzej Rozmarynowicz), skoncentrowanÄ… twarz „Puchacza", leżących w napiÄ™ciu przy cekaemie „Robinsona" i „WronÄ™" (Józef LeżaÅ„ski).
Nagle z zaroÅ›li znajdujÄ…cych siÄ™ przed pozycjÄ… II plutonu »BÅ‚yskawicy« wyskoczyÅ‚ na drogÄ™ mÅ‚ody Niemiec.
- Wo sind eure Offiziere? - krzyknął i zmierzył się z peemu w kierunku cekaemu i moim.
- Ognia! - krzyknÄ…Å‚em do „Robinsona".
Niemiec zrobił to jednak szybciej i uskoczył wprawnie w krzaki. Długa seria rozryła ziemię tuż przed moimi stopami i przy cekaemie.
- Jestem ranny w ramiÄ™ - zameldowaÅ‚ cicho „Wrona" opuszczajÄ…c stanowisko pierwszego amunicyjnego.
Położyłem się na stanowisku celowniczego.
- „Robinson", trzymaj taÅ›mÄ™! - rozkazaÅ‚em.
SprawdziÅ‚em i opuÅ›ciÅ‚em celownik, bo odlegÅ‚ość do Niemców nie wynosiÅ‚a wiÄ™cej niż 50 m. PrzyÅ‚ożyÅ‚em wygodnie kolbÄ™ do ramienia i nacisnÄ…Å‚em spust.
- Ta, ta, ta, ta - zaterkotała długą serią zbrojovka.
StrzelaÅ‚em zapamiÄ™tale ogniem poszerzonym i pogÅ‚Ä™bionym obejmujÄ…c jego zasiÄ™giem zaroÅ›la, z których nieprzyjaciel zamierzaÅ‚ uderzyć.
- Poszła już skrzynka amunicji! - zameldował
„Robinson".
- Dawaj drugą! - rozkazałem.
NastaÅ‚a zupeÅ‚na cisza. Z krzaków nikt już nie wyskakiwaÅ‚ i nie krzyczaÅ‚.
„Dewajtis" i „Kruk" zgÅ‚osili gotowość kolumny nieuzbrojonych do odmarszu.
- »Grom« - »Skok« pójdzie z lewej strony, »BÅ‚yskawica« z prawej, nie-uzbrojeni w Å›rodku - zarzÄ…dziÅ‚em.
Ubezpieczona kolumna niosąc amunicję i rannych ruszyła przez suche bagna.
»BÅ‚yskawicy«, która nie braÅ‚a jeszcze udziaÅ‚u w bezpoÅ›redniej walce, powierzyÅ‚em celowo ochronÄ™ prawego skrzydÅ‚a. StamtÄ…d bowiem groziÅ‚a ewentualność szarży kozackiej kawalerii. Cekaem i brenn miaÅ‚y szansÄ™ jÄ… powstrzymać.
Las skończył się. Przed wycofującymi ukazała się kilkusetmetrowej szerokości łacha .piasku i tor kolejowy, a tuż za nim wysepka drzew - cel pierwszego etapu odskoku.
- W tyralierÄ™! »BÅ‚yskawica« na wydmÄ™ w prawo! - rozkazaÅ‚em.
Był to jednak dla batalionu wyjątkowo feralny dzień. Oto nagle na torze kolejowym pojawia się niespodziewanie niemiecki pociąg wojskowy, jadący od strony Koniecpola. Ubezpieczony dwoma platformami, wyposażonymi w karabiny maszynowe i działka, zdąża do stacji Złoty Potok (obecnie Julianka).
ZnajdujÄ…cy siÄ™ na póÅ‚nocnym cypki lasu, o 500 m w lewo od partyzanckiej tyraliery, Niemcy podejmujÄ… gÄ™stÄ… strzelaninÄ™, by sprowokować pobratymców z pociÄ…gu do wspóÅ‚dziaÅ‚ania w akcji. Ci zatrzymujÄ… siÄ™ na wysokoÅ›ci wsi Staropole i walÄ… caÅ‚ymi seriami w kierunku lasu. Na razie tylko do swoich. Czy jednak za chwilÄ™ nie opamiÄ™tajÄ… siÄ™? Szeregi partyzantów opanowuje konsternacja.
- Padnij! Skokami naprzód! - krzyczÄ™, a za mnÄ…
pozostali dowódcy.
Jeszcze tylko brakuje,
by ruszyli koacy.
Jakby na
zawołanie zagdakał
i z tej strony karabin maszynowy. OdgryzÅ‚ mu siÄ™ na krótko erkaem „Puchacza" i nastaÅ‚a cisza.
PozostaÅ‚o tylko jedno wyjÅ›cie. Trzeba byÅ‚o dostać siÄ™ jak najszybciej do kÄ™py drzew za torem, a jeżeli zajdzie ku temu potrzeba zaatakować po drodze pociÄ…g. Późna pora dnia (byÅ‚o po godzinie 17) pozwalaÅ‚a sÄ…dzić, że Niemcy nie podejmÄ… już zakrojonej na wiÄ™kszÄ… skalÄ™ akcji. „Wicher" (Ryszard Mordel) i „Å?azik" (ZdzisÅ‚aw Wojtusiak) mÄ™czÄ… siÄ™ niemiÅ‚osiernie z niesionym na kocu „Bugajem" i zostajÄ… w tyle. „RyÅ›" zatrzymuje jadÄ…cÄ… drogÄ… furmankÄ™ i Å‚aduje na konia rannego dwukrotnie „Czarnego". Przestraszony strzelaninÄ… chÅ‚op wzbrania siÄ™, chce uciekać, ale musi zabrać rannego. Nie atakowani na razie partyzanci posuwajÄ… siÄ™ wciąż naprzód wÅ›ród strzelaniny pomiÄ™dzy stanowiskami Niemców.
Åšwiadomość ogólnego poÅ‚ożenia i tego, co może nastÄ…pić, powoduje, że partyzanci wykorzystujÄ… dla ochrony każdÄ… faÅ‚dÄ™ Å‚ysego terenu. Sytuacja niemieckiego pociÄ…gu również nie byÅ‚a korzystna.
Zbliżanie się tyraliery kilkuset ludzi stanowiło dla niego duże zagrożenie.. Widocznie Niemcy woleli nie ryzykować, bo w pewnej chwili maszynista dodaje pary i pociąg rusza w kierunku stacji Złoty Potok.
Teraz batalion poidrywa siÄ™, przeskakuje tor kolejowy i osiÄ…ga lasek.
Umęczeni walką i ryzykownym odskokiem partyzanci rozkładają się w cieniu drzew, jak w czasie marszowej przerwy. Wydaje się im, że są już. w pełni bezpieczni. Ja jednak byłem innego zdania. Nie mogłem bowiem zapomnieć o konnych kozakach. Ich szarża groziła nowymi tarapatami.
- Cekaemy i erkaemy na stanowiska! - daję rozkaz obsługom.
SÅ‚oÅ„ce chyliÅ‚o siÄ™ już ku zachodowi. Niemcy przerwali kanonadÄ™ z lasu, wÅ‚asówcy też nie kwapili siÄ™ do ataku. Widać byÅ‚o, że nieprzyjaciel ma już dość caÅ‚odziennej obÅ‚awy. Kilkunastominutowy odpoczynek pozwoliÅ‚ partyzantom nieco odetchnąć i zregenerować siÅ‚y.
- Zbiórka! W kompaniach rojem marsz!
Batalion ruszyÅ‚ Å‚Ä…kami na przeÅ‚aj w kierunku póÅ‚nocno-zachodnim. Åšwisnęło jeszcze kilka kul z lewej strony, po czym nastaÅ‚a zupeÅ‚na cisza.
We wsi Wiercica partyzanci dopadli domów i rzeczki o tej samej nazwie.. Nareszcie można byÅ‚o speÅ‚nić marzenia wielu godzin, napić siÄ™ wody i ochÅ‚odzić rozgorÄ…czkowane oblicza. Tu też pozostaÅ‚a z rannymi sanitariuszka „FioÅ‚ek", by ich przekazać pod opiekÄ™ terenowej Placówki AK.
Po póÅ‚ kilometrze marszu zbliżyliÅ›my siÄ™ do ostatniej przeszkody. ByÅ‚a niÄ… szosa Janów - Przyrów. StÄ…d rozpoczÄ™li Niemcy akcjÄ™ na zÅ‚otopotockie lasy. Wszystko poszÅ‚o gÅ‚adko. Ubezpieczony karabinami maszynowymi batalion wykorzystaÅ‚ moment bezruchu na szosie i szybko jÄ… przeskoczyÅ‚. Wysokopienny z poszyciem las zapewniaÅ‚ już caÅ‚kowitÄ… ochronÄ™, tym bardziej że gdzieÅ› w jego gÅ‚Ä™bi obozowaÅ‚ - jak mówiono - silny oddziaÅ‚ 7. dywizji AK.
- Teraz dopiero jesteÅ›my w domu - stwierdziÅ‚em z ulgÄ…. Poważne dotychczas twarze partyzantów rozjaÅ›niÅ‚y siÄ™. W szeregach posypaÅ‚y siÄ™ pierwsze komentarze, wrażenia i refleksje z bitwy.
- Rysiek! DokonaÅ‚eÅ› cudu! GratulujÄ™! - podskoczyÅ‚ do mnie z wyrazami uznania kpt. „Koral" i szczerze mnie uÅ›cisnÄ…Å‚. Inni patrzyli na mnie jak na bohatera dnia.
- No cóż, w sumie dopisaÅ‚o nam szczęście - odpowiedziaÅ‚em powÅ›ciÄ…gliwie na pochwaÅ‚y oficerów i żoÅ‚nierzy. Ale i mnie rozpieraÅ‚a radość, że nie zawiodÅ‚em ich zaufania, że udaÅ‚o mi siÄ™ wyrwać kilkuset mÅ‚odych ludzi z rÄ…k Å›mierci i zachować dla Polski. ZadrÄ… w sercu byÅ‚ bolesny fakt, że nie wszystkich.
Przed dużą polanÄ… zatrzymaÅ‚y nas partyzanckie warty. ByÅ‚ to oddziaÅ‚ „Ponurego" (Jerzy KurpiÅ„ski). Pod takÄ… opiekÄ… można byÅ‚o odpoczywać i spać spokojnie. Gorzej tylko, że ilość kocy zmniejszyÅ‚a siÄ™ wydatnie. Wielu dbaÅ‚o za mocno o to, by nie być obciążonym przy odskoku.
Straty poniesione w bitwie pod ZÅ‚otym Potokiem (wg późniejszych, sprawdzonych meldunków terenowego wywiadu AK, gÅ‚ównie kolejarzy) byÅ‚y znaczne po obu stronach. Niemcy mieli 68 zabitych i 120 rannych. Straty Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego »SkaÅ‚a« też byÅ‚y niemaÅ‚e. ZginÄ™li: „Piotr" (Zygmunt Kmita),- dowódca patrolu BIP-u oraz „Jankiel" (Julian Zdebski), „JastrzÄ…b" (Andrzej Czarnota), „Å?Ä™czyc" (Jan Fiszer), „Mrówka (MichaÅ‚ Czarnpta), „Orlik II" (NN), „Odrowąż" (N. ZarÄ™bowicz), „Wilk II" (Adam WilczyÅ„ski) - wszyscy z 1. kompanii »Huragan«, „Antipow" (obywatel ZSRR), „Lew" (Franciszek Piaskowik) - obaj ze zwiadu konnego i „Tatar" (Ryszard WaÅ„kowski) z 3. kompanii »Grom« - »Skok«.
Ranni zostali: „Czarny" (Adolf Tatarczuch), „Bugaj" (NN) - obaj z 3. kom-
panii »Grom« - »Skok« („Bugaj" zmarÅ‚ wkrótce), „Wir" (CzesÅ‚aw BÅ‚aszczyk), ,,Å»aba" (Kazimierz Zapiór), „Lis" (Józef Donatowicz) - z 1. kompanii »Huragan«.
ZaginÄ…Å‚ ppor. „Wicher" (NN), oficer żywnoÅ›ciowy i pÅ‚atnik baonu. W lesie pozostaÅ‚y wszystkie wozy taborowe, zabrano jedynie dwa konie i kocioÅ‚ do gotowania.81
W nocy wyjechaÅ‚ na pobojowisko patrol, by pogrzebać polegÅ‚ych kolegów. „Ponury" (Jerzy KurpiÅ„ski), dowódca oddziaÅ‚u partyzanckiego, który okazaÅ‚ siÄ™ tylko imiennikiem po pseudonimie bohatera Gór ÅšwiÄ™tokrzyskich kpt. Jana Piwnika, nie odmówiÅ‚ swej pomocy i przekazaÅ‚ nam 2 000 sztuk amunicji karabinowej. Dobre wrażenie znikÅ‚o jednak, gdy nazajutrz rano spostrzegliÅ›my, że w sÄ…siednim zagajniku nie ma już jego oddziaÅ‚u. UlotniÅ‚ siÄ™ w ciÄ…gu nocy, nie powiadamiajÄ…c nas o tym.
SÅ‚oneczny dzieÅ„ 12 wrzeÅ›nia 1944 r. nie zapowiadaÅ‚ burzy, która niebawem nadeszÅ‚a.
Partyzancka spoÅ‚eczność, szczególnie ta ze starych oddziaÅ‚ów Kedywu, byÅ‚a nadzwyczaj interesujÄ…ca. Stanowili jÄ… ludzie mÅ‚odzi, pochodzÄ…cy z miasta i rekrutujÄ…cy siÄ™ z różnych warstw spoÅ‚ecznych. Do lasu szli nie po laury, ale w przekonaniu, że tam mogÄ… lepiej przysÅ‚użyć siÄ™ ojczyźnie. Stopnie wojskowe nie liczyÅ‚y siÄ™ zupeÅ‚nie. I chyba sÅ‚usznie. Konspiracja bowiem nie dawaÅ‚a wszystkim równych szans. W „terenówce" kÅ‚adziono nacisk gÅ‚ównie na szkolenie i produkowano szybko podoficerów i podchorążych. Ci z Kedywu nie mieli takich możliwoÅ›ci. Obarczeni zadaniami walki bieżącej nie uczÄ™szczali na konspiracyjne kursy. Wymagano od nich wiele, a nie dawano w zamian nic. Przyjęło siÄ™, że w oddziaÅ‚ach nikt nie chwaliÅ‚ siÄ™ wojskowym stopniem. TytuÅ‚ partyzanta byÅ‚ dostatecznym zaszczytem. O wartoÅ›ci i przydatnoÅ›ci każdego decydowaÅ‚a wyÅ‚Ä…cznie jego osobowość. Wszyscy żyli ze sobÄ… za pan brat, a o sprawach oddziaÅ‚u decydowali wspólnie, podporzÄ…dkowujÄ…c siÄ™ bez zastrzeżeÅ„ dowództwu w wykonywaniu uzgodnionych akcji.
W batalionie dziaÅ‚o siÄ™ inaczej. Tu pachniaÅ‚o już prawdziwym wojskiem. Kontrowersje na temat metod walki miÄ™dzy starymi partyzantami a dowództwem ujawniÅ‚y siÄ™ już pod Sadkami, w lasach majÄ…tku Książ Wielki. Oni preferowali maÅ‚e, ruchliwe oddziaÅ‚y i Podhale jako teren dziaÅ‚ania, mjr „SkaÅ‚a" natomiast dużą jednostkÄ™ i marsz na WarszawÄ™. Refleksje, jakie budziÅ‚y rezultaty dotychczasowych akcji batalionu, spowodowaÅ‚y przesilenie.
Pech sprawiÅ‚, że pod nieobecność „SkaÅ‚y" przysÅ‚owiowÄ… żabÄ™ przyszÅ‚o poÅ‚knąć jego zastÄ™pcy, kpt. „Koralowi". Delegacja starych partyzantów z „Judaszem" na czele zażądaÅ‚a przerwania dalszego pochodu na WarszawÄ™ i przejÅ›cia na Podhale. Argumentowali, że Niemcy mogÄ… uderzyć w każdej chwili i należy zwolnić nieuzbrojonych ludzi, by nie narażać niepotrzebnie ich życia. W wypadku nieuwzglÄ™dnienia tych postulatów grozili opuszczeniem batalionu.
Ocena przez delegacjÄ™ ogólnego poÅ‚ożenia odpowiadaÅ‚a rzeczywistoÅ›ci. Ich racje byÅ‚y niewÄ…tpliwe. Konieczność zwolnienia wielu ludzi, i to z dala od Krakowa, wydawaÅ‚a siÄ™ pociÄ…gniÄ™ciem bardzo przykrym zarówno dla zainteresowanych, jak i dla dowództwa. Czy jednak nie byÅ‚o to rozsÄ…dniejsze niż narażanie ich na Å›mierć bez możliwoÅ›ci obrony? Tak też zdecydowali.
Tych, którzy mieli odejść typowali sami partyzanci. W gronie 60 osób znalazÅ‚o siÄ™ wiele kobiet i kilku oficerów. Byli też tacy, którzy zgÅ‚aszali siÄ™ dobrowolnie.
Nie majÄ…cych gdzie wrócić, lecz zagrożonych aresztowaniem, zatrzymywano. WysÅ‚any w teren patrol zabezpieczyÅ‚ w pobliskich wsiach przejÅ›ciowe kwatery i kontakty dla oddzielnej 30-osobowej grupy, która miaÅ‚a przejść do oddziaÅ‚u partyzanckiego „Malinowskiego". Widoczne wieczorem wokóÅ‚ lasu rakiety Å›wiadczyÅ‚y, że nieprzyjaciel rzeczywiÅ›cie coÅ› knuje. Obawy te potwierdziÅ‚ przybyÅ‚y o godzinie 22 na koniu Å‚Ä…cznik z „terenówki" przywożąc groźny meldunek: „Niemcy w sile 6000 ludzi przygotowujÄ… obÅ‚awÄ™". ZarzÄ…dzono alarm. Koniom obwiÄ…zano kopyta szmatami i batalion wycofaÅ‚ siÄ™ okoÅ‚o' póÅ‚nocy dnia 13 wrzeÅ›nia z zagrożonego lasu. Po przejÅ›ciu szosy Janów - Przyrów batalion odskoczyÅ‚ okoÅ‚o 12 km na poÅ‚udniowy zachód i zamelinowaÅ‚ siÄ™ w niskim zagajniku. Po drodze we wsiach BolesÅ‚awów i Podlesie pozostawiano grupami wyznaczonych do zwolnienia i przekazania ludzi. Nie obyÅ‚o siÄ™ przy tym bez zadrażnieÅ„.
Samoloty krążyÅ‚y już od rana. Podobno niemieckie lotnictwo zbombardowaÅ‚o domniemane obozowisko, po czym tyraliery wojska przystÄ…piÅ‚y do przeczesywania caÅ‚ego kompleksu leÅ›nego po zachodniej stronie szosy Ja-nów - Przyrów. Na szczęście nikogo już tam nie byÅ‚o. Gdy zagrożenie minęło i byÅ‚o wiadomo, że oddziaÅ‚ wyszedÅ‚ szczęśliwie z potrzasku, wÅ›ród partyzanckiej braci ujawniÅ‚ siÄ™ jakby Å‚aÅ„cuszkowy pÄ™d do opuszczania batalionu. ByÅ‚ on tym bardziej niezrozumiaÅ‚y, że o zwolnienie lub urlop prosili starzy partyzanci, twórcy paÅ‚acowej rewolucji z poprzedniego dnia. W ten sposób odeszÅ‚o okoÅ‚o 50 dalszych żoÅ‚nierzy i batalion zmniejszyÅ‚ wyraźnie swój dotychczasowy stan. NocÄ… z 14 na 15 wrzeÅ›nia 1944 r. oddziaÅ‚ wyruszyÅ‚ w powrotnÄ… drogÄ™, kierujÄ…c siÄ™ na Kraków. ByÅ‚ to marsz szybki i uciążliwy. Kwaterowano pod goÅ‚ym niebem, chociaż brakowaÅ‚o kocy i poranny chÅ‚ód dobrze dawaÅ‚ siÄ™ we znaki. Również zorganizowanie odpowiedniego wyżywienia nastrÄ™czaÅ‚o - z uwagi na ustawiczne zmiany i jeden tylko kocioÅ‚ - duże trudnoÅ›ci. GotowaÅ‚ dla wszystkich zawsze ofiarny, pracowity i jak na kucharza przystaÅ‚o elokwentny „Szpasik" (Antoni PuÅ‚ka).
Celem usprawnienia przemarszu przodem posuwaÅ‚ siÄ™ patrol pod dowództwem ppor. „Marsa", który rozpoznawaÅ‚ trasÄ™ oraz organizowaÅ‚ w ciÄ…gu nocy dorywcze posiÅ‚ki, skÅ‚adajÄ…ce siÄ™ zwykle z kawaÅ‚ka chleba z kieÅ‚basÄ… i kawy. Wielu dożywiaÅ‚o siÄ™ owocami z przydrożnych sadów.
W lasach Udorza batalion spotkaÅ‚ siÄ™ z oddziaÅ‚em por. „Hardego" (Gerard Woźnica) ze ÅšlÄ…skiego OkrÄ™gu AK, z którym maszerowaÅ‚ wspólnie przez póÅ‚ nocy.
Pierwszy odpoczynek i zarazem pierwsza kwatera - już nie pod gołym niebem, lecz w stodole - nadarzyła się dopiero koło Imbramowic, 10 km przed miejscowością Skała.
W niedalekiej wsi Czaple Małe znajdował się niemiecki Stutzpunkt. Pomyślałem, że dobrze byłoby zrobić skok na nich. Taka akcja podbudowałaby ludzi i pomogłaby przełamać złotopotocki kompleks. Niestety, zamiaru tego nie akceptowały miejscowe władze terenowe.
- Tam mieszka matka gen. „Bora" - uzasadniano sprzeciw.
W miejscowoÅ›ci Tarnawa zaczęło siÄ™ inne, prawie bajkowe życie. Dowódca placówki por. „DoÅ‚Ä™ga" (NN) oraz aresztowany i odbity przed trzema miesiÄ…cami „Zawieja" (Jerzy Kluska) robili wszystko, by partyzantom nic nie brakowaÅ‚o. Trzydaniowe obiady, generalne pranie, cerowanie i szycie poprawiÅ‚y szybko dotychczasowe mizerne samopoczucie. Znowu humor i wÅ‚aÅ›ciwy duch zapanowaÅ‚y wÅ›ród żoÅ‚nierzy. Szczytem jednak przyjemnych doznaÅ„ staÅ‚ siÄ™ pobyt oddziaÅ‚u w uroczej dolinie rzeki PrÄ…dnik koÅ‚o Ojcowa i BiaÅ‚ego KoÅ›cioÅ‚a. Widoczne w blaskach jesiennego sÅ‚oÅ„ca wieże Krakowa zachwycaÅ‚y wszystkich, a wÅ›ród wielu wzbudzaÅ‚y nieodpartÄ… tÄ™sknotÄ™ do rodzinnego miasta. ProÅ›by o jednodniowy, nawet kilkugodzinny urlop, byÅ‚y nagminne.
Fama o pojawieniu siÄ™ partyzantów w dolinie PrÄ…dnika szybko siÄ™ rozniosÅ‚a. W przypadajÄ…cÄ… akurat niedzielÄ™ zaroiÅ‚o siÄ™ od wycieczkowiczów i turystów. ZjechaÅ‚y mamy, sympatie i ciekawscy z jadÅ‚em i piciem. JakaÅ› przemyÅ›lna pani nauczycielka przyprowadziÅ‚a nawet caÅ‚Ä… szkoÅ‚Ä™, by powitać wierszem i kwiatami tajemniczych „chÅ‚opców z lasu".
Radość, duma i wzruszenie przepeÅ‚niaÅ‚y nas wszystkich tego wspaniaÅ‚ego dnia. Tylko dowództwu cierpÅ‚a skóra na myÅ›l, co by siÄ™ staÅ‚o, gdyby zjawili siÄ™ Niemcy. Na szczęście silnie rozstawione ubezpieczenia nie awizowaÅ‚y żadnego niebezpieczeÅ„stwa. Tu też zrodziÅ‚y siÄ™ silne wiÄ™zy wspóÅ‚pracy i przyjaźni' z dzierżawcami majÄ…tku Maszyce (pp. Ruskowie), który odtÄ…d, aż do ostatnich dni okupacji staÅ‚ siÄ™ gÅ‚ównym punktem kontaktowym i bazÄ… zaopatrzeniowÄ… dla Samodzielnego Batalionu Partyzanckiego »SkaÅ‚a«.
Nikt nie miaÅ‚ oczywiÅ›cie zÅ‚udzeÅ„, że o pobycie dużego oddziaÅ‚u prawie na przedmieÅ›ciu Krakowa Niemcy dobrze wiedzÄ…. Sprawa ta, jak i dalszy kierunek marszu stanowiÅ‚y gÅ‚ówny problem dla dowództwa. Wraz z odejÅ›ciem wielu starych partyzantów zamiar przejÅ›cia na Podhale zdewaluowaÅ‚ siÄ™ mocno i poszedÅ‚ prawie w zapomnienie. PostanowiliÅ›my zatem (tzn. ja i kpt. „Koral") poczekać tu na zjawienie siÄ™ mjr „SkaÅ‚y".
Ze wzglÄ™dów bezpieczeÅ„stwa przyjÄ™liÅ›my zasadÄ™, że pobyt na jednej kwaterze nie może trwać dÅ‚użej niż trzy dni. Silni w tym rejonie Niemcy wÄ™szyli stale i trwali ciÄ…gle w pogotowiu bojowym.
OddziaÅ‚ zmieniaÅ‚ ustawicznie miejsca postoju kwaterujÄ…c kolejno w Owczarach, Brzozówce Korzkiewskiej, Naramie, Cianowicach i PrzybysÅ‚awicach. WyglÄ…daÅ‚o to niemal na zabawÄ™ w kotka i myszkÄ™. W praktyce jednak zdarzaÅ‚y siÄ™ groźne, jak ta w Owczarach, sytuacje. Partyzanci kwaterowali w wiejskich stodoÅ‚ach, w pobliskim zaÅ› majÄ…tku Maciejowiczów (Maciejowicz byÅ‚ ziÄ™ciem przedwojennego wicepremiera i budowniczego Gdyni, inż. Eugeniusza Kwiatkowskiego), powiÄ…zanych z konspiracjÄ… i pomagajÄ…cych nam, znajdowaÅ‚ siÄ™ punkt sanitarny, a w nim chorzy „Kat" i „Lauda".
Tym razem Niemcy mieli trafne rozpoznanie. Olkuska żandarmeria, wzmocniona jednostkami specjalnymi z Krakowa i Miechowa, rozpoczęła w dużej sile obÅ‚awÄ™. Przed póÅ‚nocÄ… dowódca ubezpieczenia „BuÅ„ko" zauważyÅ‚ na widnokrÄ™gu kilkanaÅ›cie rakiet w odlegÅ‚oÅ›ci 8 - 10 km od m. p. baonu. BÄ™dÄ…cy po -nim w sÅ‚użbie „Ponury" sÅ‚yszaÅ‚ strzaÅ‚y w terenie. WysÅ‚ana pod jego dowództwem drużyna natknęła siÄ™ na niemiecki oddziaÅ‚ i po krótkim starciu wycofaÅ‚a siÄ™. ZarzÄ…dzono alarm i baon przeniósÅ‚ siÄ™ do niewielkiego lasku koÅ‚o Brzozówki Korzkiewskiej.
O Å›wicie Niemcy natarli gÄ™stÄ… tyralierÄ… na Owczary. We wsi nie zastali spodziewanych partyzantów, w majÄ…tku natomiast znaleźli i zabrali ze sobÄ… „LaudÄ™" (BolesÅ‚aw Kolarz). Ukryty na strychu pod sÅ‚omÄ… i sieczkÄ… „Kat" uniknÄ…Å‚ szczęśliwie podobnego losu.
TkwiÄ…cy pod ich nosem o 1 km baon czuÅ‚ siÄ™ za sÅ‚aby, by podjąć przeciw-uderzenie w otwartym terenie i o tak wczesnej porze. Przewaga Niemców w ludziach i uzbrojeniu byÅ‚a druzgocÄ…ca.
W PrzybysÅ‚awicach zjawiÅ‚ siÄ™ po trzytygodniowej nieobecnoÅ›ci mjr „SkaÅ‚a" z adiutantem „Spokojnym" oraz drużynami „SÅ‚owika" i „Wodnika", które jakimÅ› trafem odÅ‚Ä…czyÅ‚y siÄ™ od siÅ‚ gÅ‚ównych w czasie bitwy pod ZÅ‚otym Potokiem.