Start » Akcja "KOPPE"
  • Start
  • Galerie
  • Księga Gości
  • Koźmice Wielkie
  • KEDYW Kraków
  • Muzeum AK
  • KH ZG ŚZŻ AK
  • Archiwum aktualności
  • Klub Historyczny
  • Koło Wieliczka SZŻ-AK
  • Materiały historyczne
  • Zamordowani w 1940 roku Charków-Katyń-Twer

  • Zginęli w czasie okupacji
  • Odeszli na wieczną wartę
  • Wspomnienia
  • Kontakt
  • Wiadomości ZG ŚZŻAK
Akcja "KOPPE" - 11 lipca 1944 Kraków

11 lipca 1944 roku w Krakowie, przy zbiegu ul. Powiśle i pl. Kossaka, grupa żołnierzy z Grup Szturmowych Szarych Szeregów z oddziału "Parasola" - przeprowadziła nieudany zamach na dowódcę SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie SS-Obergruppenführera Wilhelma Koppego. Była to ostatnia konspiracyjna akcja żołnierzy oddziału, który 1 sierpnia 1944 roku przystąpił do walki w Powstaniu Warszawskim, za co został odznaczony krzyżem Virtuti Militari.<br>
Długotrwałe przygotowania do akcji opisuje Ryszard Nuszkiewicz "POWOLNY" w swojej książce "UPARCI".

W drugiej połowie listopada 1943 r., jeszcze w okresie przygotowywania akcji na „Ziemiańską", szef Kedywu „Jarema" wezwał „Wąsacza" i mnie na wielce poufną rozmowę. Oznajmił nam, że ma polecenie od Komendanta Okręgu Krakowskiego AK opracowania koncepcji zamachu na generalnego gubernatora Hansa Franka albo na szefa SS i policji w Generalnym Gubernatorstwie. Był nim po odejściu w listopadzie 1943 r. SS-Obergruppenfiihrera Friedricha Krugera (ranny w zamachu dokonanym w dniu 20 kwietnia 1943 r. przez oddział AK »Kosa 30«) nie mniej znany zbrodniarz SS-Ober-gruppenfuhrer Wilhelm Koppe.

Zlecone zadanie nie było łatwe. Na jakieś większe uderzenie z pewnością Kedywu nie było stać. Kraków to nie Warszawa. Tu nie było warunków do poważnych akcji ulicznych. Niemców w bród, a ludność polska nie była tak skora do współdziałania.

Kręciliśmy się koło Wawelu, dyskutowaliśmy, aż wreszcie zrodziła się koncepcja, skromna ale realna do wykonania. Upatrzyliśmy narożny dom nr 12 przy zbiegu Bernardyńskiej i Smoczej. Wysoka wieżyczka, wznosząca się ponad mury Wawelu, wydawała się dobrym punktem do ostrzelania Franka czy Koppego, wychodzących ze swych apartamentów. Odległość 100 m nie powinna stanowić problemu dla dobrego snajpera.

- Postaram się o sztucer z lornetką - zapalał się Staszek.

Ja zaś byłem gotów strzelać. Oczywiście po małym treningu, aby nie spudłować. Tylko jak zorganizować odskok? Przydałby się na dole ktoś z motocyklem.

Jednak koszary SS na Bernardyńskiej, niedaleki parking wojskowy na dawnym boisku „Makkabi" (obecnie „Nadwiślan") nie wróżyły nic dobrego. W rzeczywistości odskok wykonawcy zamachu przez księże ogrody na Stradom dawał większe szanse. Można by się przebrać za robotnika, albo braciszka zakonnego - kombinowałem. To była oczywiście tylko część zadania. Przedtem należało  dorobić  klucze  do  drzwi  wejściowych  na  wieżę  i   przeprowadzić   szczegółową   obserwację,   kiedy   hitlerowcy   zwykli   wyjeżdżać z Wawelu. Roboty huk.

Taki plan przedłożyliśmy w konsekwencji „Jaremie". Wkrótce szef poinformował mnie, że projekt nie przypadł dowództwu Okręgu do gustu jaka „zbyt skromny". Zresztą cały projekt odłożono na później, a to z uwagi na przejściowe nasilenie represji ze strony okupanta.

....

Przygotowania do akcji »Koppe« - w ujęciu „Świdy" pomocniczej lub drugoplanowej - były daleko zaawansowane.

„Świda" planował wykonać zamach na skrzyżowaniu ulicy Zwierzynieckiej i placu Kossaka przez zablokowanie drogi mercedesowi gen. Koppego ciężarówką wyładowaną kostkami bruku. Wiążąc ogniem eskortę grupa bojowa Kedywu miała wywlec z samochodu Koppego, przeprowadzić go do własnego wozu i wywieźć poza Kraków.

W swej drugiej wersji plan przewidywał jedynie zaatakowanie mercedesa oraz eskorty i likwidację dygnitarza na miejscu zamachu. Na tle tej akcji wybuchł ostry spór między Komendą Główną AK a Kedywem Okręgu Krakowskiego AK. Komenda Główna AK żądała kategorycznie przyspieszenia zamachu i zabraniała łączenia go z akcją  »Luty«. W wypadku dalszego zwlekania zapowiadała przysłanie własnej ekipy likwidacyjnej z Warszawy. I rzeczywiście tak się stało. W końcu kwietnia 1944 r. zjawił się w Krakowie „Rayski" (Aleksander Kunicki) celem przeprowadzenia rozpoznania, a nieco później ppor. „Rafał"  (Stanisław Leopold), jako dowódca akcji.

Przyciśnięty do muru „Jarema" musiał przekazać do dyspozycji „Rayskiego" swych informatorów i wywiadowców.

Nieprzyjemną w tym względzie sytuację obrazuje najlepiej raport kpt. „Świdy" (awansowany 3 V 1944 r.) z dnia 11 maja 1944 r. skierowany do Okręgu Krakowskiego AK: „...W trzeciej dekadzie marca br. zostałem delegowany do A (Krakowa - przyp. R. N.) dla przeprowadzenia akcji odbicia aresztowanych żołnierzy z więzienia przy ulicy Czarnieckiego. W kilka dni, po moim przyjeździe aresztowany został komendant Okręgu AK płk »Luty« wraz z Szefem Oddziału I mjr »Okoniem« (Stefan Michalski - przyp. R. N.) i inspektorem mjrem »Boryną« (Stefan Łuczyński) oraz kilku innymi żołnierzami, pełniącymi ważne agendy w Oddziale I sztabu. Przygotowanie do akcji odbicia wymienionych, prowadzone w warunkach specjalnie ciężkich oraz przerywane wykonywaniem innych, zleconych mi ważnych zadań, znajdują się w tej chwili w końcowym stadium.

W miesiącu kwietniu br., to jest w czasie, gdy przygotowania do akcji odbicia znajdowały się w toku, otrzymałem od dotychczasowego szefa »299« Kedywu Kraków mjr »Jaremy« rozkaz przeprowadzenia akcji »Koppe«. Na odprawie u p.o. Komendanta Okręgu  «300»   »Odweta«  (ppłk dypl.  Wojciech Wajda - przyp. R. N.) ustaliliśmy, że z uwagi na charakter akcji odbicia »Lutego« oraz specyficzne warunki miejscowe przeprowadzona zostanie najpierw akcja odbicia a dopiero bezpośrednio potem akcja »Koppe«. Do tej ostatniej akcji poczyniłem daleko idące przygotowania, organizując przede wszystkim dokładne w tej sprawie rozpoznanie. Między innymi zwerbowałem informatorów, którymi są ludzie stykający się bezpośrednio z najbliższym otoczeniem Koppego.

Przygotowania do akcji «Koppe» nastawione są na dwa, całkowicie niezależne od siebie warianty:

na ujęcie żywcem;

na akcję likwidacji bez ujmowania.

Techniczne przygotowania znajdują się w stadium końcowym. Ponieważ przy ustalaniu powyższych zadań nie zostałem skrępowany żadnymi terminami, a terminy ustalam we własnym zakresie, w zależności od wytwarzających się warunków, z drugiej strony z uwagi na poczynione przeze mnie daleko idące przygotowania do obu akcji proszę:

by akcje odbyły się w kolejności przeze mnie planowanej;

by w poczynionych przeze mnie przygotowaniach technicznych i osobowych oraz planowaniu nie były już przeprowadzane żadne zmiany, a to dla dobra obu akcji;

by delegowany przez KG Komendę Główną AK zespół do akcji »Koppe« został odwołany, z tym, że biorę osobiście pełną odpowiedzialność za wykonanie akcji w mającym się ustalić terminie. Przewiduję, że obie akcje przeprowadzę do końca czerwca br.".

Raport ten został zaakceptowany przez kpt. „Zimowitą" - „Skałę" i przesłany do Kedywu Komendy Głównej AK.

....

Późnym wieczorem 29 czerwca 1944 r. zapukano do drzwi przy ulicy Topolowej umówionym sygnałem. Gdy otworzyłem, ku memu zdumieniu władowało się do środka trzech młodych ludzi. Jak nie konspiracyjnie zachować się mogli tylko nie wtajemniczeni. Wsypa? - przemknęło mi przez myśl i mimo woli zwątlały nogi. Ochłonąłem dopiero, gdy znaleźliśmy się w kręgu światła przedpokojowej żarówki. Poznałem najwyższego z nich, a wymiana hasła i odzewu rozwiała dalsze wątpliwości. Byli to żołnierze warszawskiego Kedywu z oddziału dyspozycyjnego Komendy Głównej AK »Parasol«, którzy mieli wziąć udział w przygotowywanym zamachu na wyższego dowódcę SS i policji na obszar GG gen. Wilhelma Koppego.

Skierowano nas tu na kwaterę - odezwał się przystojny, silnie zbudowany blondyn, którego widywałem w towarzystwie „Iny" i wiedziałem, że ma pseudonim „Rafał".

Przecież nie ma tu spania dla tylu ludzi. Tylko pokój i kuchnia.

Jakaś nawalanka - zmartwił się „Rafał".

Na szukanie innej kwatery już za późno - zdecydowałem i poprosiłem,, by się rozgościli.

-         Ty, Tosiu - zwróciłem się do „Kory" - przeniesiesz się do kuchni, a my rozlokujemy się na dwóch tapczanach. 

218

a zaraz wychodzą. Mam niedaleko swoje mieszkanie - poprawił nieco sytuację „Rafał". Wkrótce rzeczywiście wyszedł zapowiadając, że zjawi się nazajutrz rano.

Panowie pechowo trafili, bo ludzie mówią, że Niemcy mają przetrząsać wszystkie kamienice - przypomniała na domiar złego „Kora" krążące wśród mieszkańców dzielnicy Wesoła wieści.

Najważniejsze to przespać się, a co będzie zobaczymy - oświadczył filozoficznie najniższy z przybyszów.

I słusznie - odpowiedziałem.

Na wszelki wypadek mam trochę broni na miejscu, a wyjątkowo dzisiaj nawet stena. Gdyby nas szwaby odwiedzili, nie mamy przecież innego tłumaczenia. Kładźcie się więc panowie, a  ja zajmę się ubezpieczeniem.

Odpowiedni zapas amunicji miałem na miejscu. Przechowywałem ją zwykle w szafce przeznaczonej na brudną bieliznę. „Kora" psioczyła wprawdzie na takie praktyki, ale tylko w okresie prania, gdyż zdarzało się, że jakiś nabój trafił nieopatrznie wraz z dessusami do miednicy. Gdy warszawiacy rozlokowali się na tapczanach, położyłem na stole naładowanego stena i dwa pistolety.

-         Teraz będziemy czuć się pewniej - stwierdziłem.

Usypiałem już, gdy zobaczyłem sunącą na palcach w stronę okna „Korę". Wkrótce dołączyłem do chóru męskich pochrapywań. Tylko ona, jedyna w mieszkaniu kobieta, czuwała do rana, by ostrzec w porę śpiących przed ewentualną niemiecką obławą. Groźba okazała się na szczęście tylko plotką.

Łączenie akcji »Luty« i »Koppe« oraz kontrowersje w tym względzie między Warszawą a Krakowem sprawiły, że Komenda Główna AK powierzyła wykonanie zamachu na gen. SS Wilhelma Koppego oddziałowi dyspozycyjnemu Komendy Głównej AK »Parasol«, wsławionemu udaną likwidacją w dniu 1 lutego 44 r. kata Warszawy gen. Kutschery.

Tak się zdarzyło, że przygotowania do tej akcji, rozpoczęte wcześniej przez szefa Kedywu Podokręgu Rzeszowskiego kpt. „Świdę" od kwietnia 1944 r. były prowadzone równolegle przez niego i przez grupę warszawską.

Rozpoznaniem wywiadowczym z ramienia »Parasola« kierował „Rayski" (Aleksander Kunicki), a bojowym „Rafał" (Stanisław Leopold). Będący z nimi w stałym kontakcie szef Kedywu Okręgu Krakowskiego AK mjr „Jarema", a po jego odejściu kpt. „Zimowit" - „Skała" zostali zobowiązani przez władze nadrzędne do udzielania przybyłym do Krakowa wszelkiej możliwej pomocy w przygotowaniu zamachu. W praktyce była to pomoc bardzo istotna.

Już na kilka miesięcy przed zleceniem akcji grupie warszawskiej dane wywiadowcze o gen. Koppem zbierał por. „Osa" - „Twardy", a „Mieczysławowi" (Bazyli Czykaluk), pracującemu jako wtyczka w kripo, udało się nawiązać kontakt z jego osobistym kierowcą, ustalić samochody, numery tablic rejestracyjnych i trasy, którymi jeździł z Wawelu do gmachu Akademii Górniczej, gdzie mieścił się rząd GG.

W ciągu czerwca 1944 r. „Rak" i „Hańcza" przygotowali kwatery i przekazali do dyspozycji „Rafała" magazyny na broń przy ulicy Starowiślnej 33 (obecnie ulica  Bohaterów Stalingradu), u „Basi" (Władysława Sroka) przy Grzegórzeckiej i w Bronowicach Małych u kowala Jana Wodnickiego oraz punkty kontaktowe przy ulicy Grodzkiej w sklepie Marii Krach w firmie meblowej przy Krakowskiej, przy Radziwiłłowskiej 21 (obecnie Reja) u pani Mazurkiewiczowej, przy Krowoderskiej 68 u pani Długockiej i w kramie w Sukiennicach u „Bobo" (Irena Sokołowska).

Z polecenia „Osy" - „Twardego" miejsca garażowania samochodów zorganizował   „Vascherone"   (NN)   na   podwórzach  przy   placu   Na   Groblach   5, przy ulicy Szlak 33 i przy placu Nowym na Kazimierzu. Na łączniczki wyznaczono „Bobo" i „Tomka" (Anna Szygalska). Przydzielono do pracy: „Inę;-„Dzidzią" (Zofia Sokołowska), „Lotos" - „Adą" (Irena Potoczek) i okresowo „Tomka" oraz „Inkę" (Stefania Żychowska), które od 4 czerwca 1944 r. podjęły codzienną obserwację tras wyjazdowych z Wawelu w godzinach od 6.30 do 9.30.

Warszawiacy przystąpili do działania z właściwym sobie zaangażowaniem i rozmachem. Na początku trzeciej dekady czerwca 1944 r. plan zamachu został zatwierdzony przez dowódcę oddziału »Parasol« kpt. „Pługa" (Adam Borys - cichociemny). Całością akcji miał dowodzić „Rafał". Dnia 20 czerwca 1944 r. przetransportowano z Warszawy na przygotowane przez krakowski Kedyw punkty kilkanaście peemów, około 30 pistoletów, 8000 sztuk amunicji oraz 7 samochodów osobowych i ciężarowych. W dniach 24-29 czerwca 1944 r. przerzucono 29 ludzi, w tym osiemnastoosobową grupę uderzeniową.

Każdy, kto pamięta lub wyobraża sobie hitlerowską okupację, wie .albo może domniemywać, ile zabiegów, pomysłowości, odwagi i ryzyka wymagało przewiezienie broni, oporządzenia, a zwłaszcza przerzucenie 7 samochodów z Warszawy do Krakowa. Trzeba było wyczarować, podrobić kilogramy dokumentów z niemiecką „gapą", przygotować skrytki i sprzęt. Niewątpliwie był to majstersztyk organizacyjny, na który złożyła się praca setek ludzi oddanych bez reszty sprawie walki z wrogiem. Dla tych, którzy orientowali się, co się w Krakowie święci, nastały dni nerwowego oczekiwania. Tak się złożyło, że, przeżywałem te dni szczególnie mocno, a to z tej racji, że odwiedzał mnie często „Rafał". Rozmawialiśmy szczerze i dyskutowaliśmy na wiele tematów unikając tylko samego planu zamachu. Wracałem do swojej dawnej koncepcji strzelania do Franka lub Koppego z wieżyczki naprzeciwko Wawelu, naświetlałem trudności i niedostatki krakowskiej konspiracji, przekazywałem ostrzegawczo narzekania łączniczek na nieco nonszalanckie zachowanie się warszawiaków w czasie spotkań kontaktowych i przejmowania broni.

Po daremnym polowaniu grupy »Parasol« na Koppego w dniach 5 i 7 lipca 1944 r. przy placu Kossaka nadszedł pamiętny dzień 11 lipca 1944 r. O godzinie 9.17 czarny, opancerzony mercedes gen. Koppego wyruszył z Wawelu wyjątkowo sam, bez normalnej eskorty. Samochód ochrony spóźnił się bowiem i zjawił się dopiero w 3 minuty po jego odjeździe. Dygnitarz GG zajął miejsce obok kierowcy, na tylnym siedzeniu rozsiadł się adiutant.

Zamachowcy już po raz trzeci tkwili na wyznaczonych stanowiskach bojowych. W pewnej chwili stojący koło apteki na placu Bernardyńskim „Rayski" zdjął czapkę i zaawizował w ten sposób „Inie" wyjazd Koppego z Wawelu. Ta przekazała umownym znakiem podany sygnał „Lotos" - „Adzie", „Ada" „Dzidzi", „Dzidzia" „Kamie" (Maria Stypułkowska z Warszawy). „Kama" przeszła na drugą stronę ulicy Powiśle i w ten sposób powiadomiła spacerującą po wale wiślanym „Dewajtis" (Elżbieta Dziębowska - z Warszawy), że mercedes wjeżdża w tę właśnie ulicę. „Dewajtis" zeszła schodkami z wału i przeszła przed samochodem Koppego na drugą stronę ulicy Powiśle. Onzaczało to, że Koppe nadjeżdża. Sygnał przejął dowódca akcji „Rafał" i za chwilę zdjął czapkę z głowy. Oznaczało to rozkaz rozpoczęcia uderzenia.

Ciężki czterotonowy chevrolet prowadzony przez „Otwockiego" (Mieczysław Janicki) załadowany kamieniami (by trzymał się lepiej jezdni) rusza w ulicę Powiśle, by zajechać drogę czarnemu mercedesowi. Już odzywają się peemy. Pierwszy strzelał do Koppego „Rafał", po nim „Mietek" (Antoni Sakowska) i „Kruszynka" (Zdzisław Poradzki), bezpośredni uczestnik zamachu na gen. Kutscherę.

Znajdujący się w narożnej restauracji (obecnie „Lajkonik") na rogu Zwierzynieckiej i Powiśla „Zeus" (Jerzy Kołodziejski) wyciąga z futerału od skrzypiec empi pistolet maszynowy, by zająć przewidziane stanowisko przy ulicy Zwierzynieckiej. Do wejścia pcha się nieopatrznie oficer niemiecki. Dwie krótkie serie usuwają przeszkodę. Tymczasem mająca zatarasować drogę mercedesowi ciężarówka „Otwockiego" nie osiąga) zamierzonego celu. Za szybki o ułamek sekundy wyjazd pozwala wprawnemu kierowcy Koppego zjechać nieco na trawnik, minąć ją i uniknąć w ten sposób zapory. Do uciekającego samochodu strzelają jeszcze „Rafał", „Mietek", „Dietrich" (Eugeniusz Schielberg), „Warski", „Ziutek" (Józef Szczepański) i „Rek" (Jerzy Małow). Gen. Koppe leży na podłodze samochodu. W pościg rusza z ulicy Powiśle w kierunku placu Kossaka chevrolet z kierowcą „Pikusiem" (Stefan Dyź) i drugą grupą uderzeniową. Strzelają z niej „Ali" (Stanisław Hus-kowski), „Orlik" (Wojciech Czerwiński) „Akszak" (Przemysław Kardasze-wicz) i „Kruszynka".

Broniący się adiutant Koppego rani w ramię „Mietka", zanim nie trafia go celna kula.

„Rafał" daje sygnał gwizdkiem do odskoku. Zamachowcy ładują się sprawnie do samochodów ewakuacyjnych i kolumna 4 samochodów z szybkością 40 km na godzinę wycofuje się ulicami Retoryka, Garncarską, Dolnych Młynów, Batorego, Łobzowską, Szlak, Długą, Śląską, Łokietka w kierunku Ojcowa. Łącznie 22 ludzi, w tym jedyny ranny „Mietek". Akcja miała więc szczęśliwy przebieg. Wycofujący się nie znają tylko wyniku.

- Koppe zginął czy nie? - dręczy ich zasadnicze pytanie.

Za Krakowem łącznicy z miejscowych placówek AK awizują umówionym znakiem, że droga jest bezpieczna. Taka sygnalizacja ma być aż do Poręby Dzierżnej za Wolbromiem, gdzie znajduje się przygotowany punkt sanitarny. Dojeżdżają tam spokojnie. Wysiada „dr Maks" (Zygmunt Dworak), by nadać zaszyfrowaną depeszę do Warszawy o udanej akcji.

Konwój prowadzi cały czas przebrany w mundur oficera niemieckiego. „Korczak" (Wojciech Świątkowski). Za Wolbromiem dochodzi do niezamierzonego starcia z żandarmami. Niemcy mają jednego rannego oficera i dwóch zabitych, z »Parasola« zostaje ranny w brzuch „Dietrich".

Po przegrupowaniu kolumna rusza dalej i osiąga wkrótce planowany punkt odskoku - wieś Udorz. Stąd łączniczki mają przeprowadzić grupę do oddziału partyzanckiego „Hardego" (Gerard Woźnica). Szybciej jednak zjawiają się Niemcy, najprawdopodobniej zaalarmowani przez tych, którym dostało się w potyczce koło Poręby Dzierżnej. Jest ich kilka samochodów, są psy. Dochodzi do nierównej walki, w której giną „Ali" i „Orlik" ranny zostaje „Rafał", „Zeus", „Warski", „Storch" (Bogusław Niepokój) i „Zeta" (Halina Grabowska).

W czasie przeczesywania terenu Niemcy zabili jeszcze członka miejscowego AK Tadeusza Kucyperę i zamordowali jego brata Władysława. Odnalezionych rannych „Zetę", „Storcha" i „Warskiego" przekazali do Krakowa. Poddani wyrafinowanym, ale bezskutecznym przesłuchaniom w gmachu gestapo przy ulicy Pomorskiej giną bestialsko zamordowani przez gestapowców.

Przygotowany dużym nakładem sił i środków, świetnie zorganizowany i brawurowo wykonany zamach na gen. Wilhelma Koppego niestety nie powiódł się. Bolesne straty oddziału »Parasol«, poniesione w czasie tragicznego odskoku, pogłębiały gorycz porażki.

Koppego uratowało od śmierci błyskawiczne zsunięcie się na podłogę szoferki, pancerne płyty samochodu i refleks kierowcy.

Wykonawcy akcji zostali zidentyfikowani przez Niemców jako oddział warszawski, i chyba dlatego a może i z przestrachu - ocalały dowódca SS i policji w GG nie zastosował bezpośrednio po zamachu represji wobec ludności Krakowa.

Los i stolica GG okazały się więc także niełaskawe dla tak wyborowego i zasłużonego w walce oddziału dyspozycyjnego Komendy Głównej AK, jakim był bez wątpienia »Parasol«.

Pojawienie się na Topolowej żołnierzy »Parasola« nie było przypadkowe, W wyniku spalenia lub co najmniej zagrożenia lokali kontaktowych w czasie ostatniej wsypy w Okręgu Krakowskim AK, „dwunastka" stała się nagle zbawczym punktem dla Warszawy. Tu zameldował się cichociemny ppor. „Meteor" (Zdzisław Straszyński) wraz ze swym bratem, ubranym nieopatrznie w angielski battledress, a tuż po nim następni zrzutkowie: ppor. „Przyjaciel" (Feliks Perekładowski) i rtm. „Jabłoń II" (Krzysztof Grodzicki).

 

 


2008 / 2017 © .:: AK GROT::. Wszystkie prawa zastrzeżone