Start » W rocznicę wprowadzenia stanu wojennego
  • Start
  • Galerie
  • Księga Gości
  • Koźmice Wielkie
  • KEDYW Kraków
  • Muzeum AK
  • KH ZG ŚZŻ AK
  • Archiwum aktualności
  • Klub Historyczny
  • Koło Wieliczka SZŻ-AK
  • Materiały historyczne
  • Zamordowani w 1940 roku Charków-Katyń-Twer

  • Zginęli w czasie okupacji
  • Odeszli na wieczną wartę
  • Wspomnienia
  • Kontakt
  • Wiadomości ZG ŚZŻAK
W rocznicę wprowadzenia stanu wojennego

Jerzy Pilikowski

Od 1947 roku, gdy narzucony Polsce reżim komunistyczny unicestwił Polskie Stronnictwo Ludowe, i tym bardziej od 1948 roku, gdy nastąpił kres szerszej aktywności zbrojnego podziemia (mam na myśli załamanie działań podziemia po zakończeniu kryzysu berlińskiego, co oznaczało kres nadziei na militarną pomoc Zachodu), w naszym kraju nastąpiła epoka totalnej władzy komunistów. Trwała ona ponad trzydzieści lat, do 1980 roku. Wprawdzie już w czasie obchodów milenijnych za sprawą Kościoła i od schyłku lat 60. w wyniku pojawienia się laickiej opozycji komuniści napotkali wyraźny sprzeciw, to jednak aż do schyłku lat 70. komunistyczne rządy wydawały się niezagrożone i  bezterminowe. Dopiero wezwanie Jana Pawła II do Ducha Świętego, „by zstąpił i odmienił oblicze tej ziemi" stało się zaczynem fermentu, który w sierpniu 1980 roku doprowadził do powstania „Solidarności".

Od czasu zejścia z areny politycznej Stanisława Mikołajczyka nie było w polskim życiu publicznym postaci działającej legalnie, symbolizującej antykomunistyczną opozycję (pomijam osoby duchowne, takie jak prymas Stefan Wyszyński czy metropolita krakowski Karol Wojtyła). Dopiero pojawienie się na tej arenie Lecha Wałęsy stworzyło nową jakość. Niezależnie od tego, jak dziś Lech Wałęsa rozmienia na drobne swój dorobek, i niezależnie od tego, z jakich motywów działał ówcześnie, to jednak w 1980 roku autentycznie stał się osobą skupiającą nadzieje Polaków na wyzwolenie z komunizmu. Tak samo jak PSL był niegdyś czymś więcej niż partią ludową, gdyż był wręcz konfederacją narodu opierającego się politycznymi środkami narzucaniu sowieckiego ustroju, tak teraz taką narodową konfederacją stała się „Solidarność" będąca przecież czymś więcej niż związek zawodowy.

Komuniści więc wrócili się jakby do 1947 roku. Wtedy musieli zniszczyć PSL i zmusić Mikołajczyka do ucieczki (lub wytoczyć mu polityczny proces), teraz musieli zniszczyć „Solidarność" i usunąć Wałęsę jako czynnik scalający antykomunistyczne środowiska. Sześćdziesiąt lat temu użyli aparatu terroru spod znaku UB i NKWD, trzydzieści lat temu wprowadzili stan wojenny.

Stan wojenny został wprowadzony w grudniu 1981 roku i formalnie zniesiony w 1983 roku, lecz praktycznie funkcjonował do rozkładu PRL w 1989 r. Zawieszenie praw obywatelskich należało do zwykłej praktyki rządów komunistycznych; aby pomiatać obywatelem i nie pozwolić mu na swobodę działania nie trzeba było komunistom żadnego nadzwyczajnego stanu prawnego. Stan wojenny 1981 roku wyróżniał się ograniczeniem prerogatyw partii komunistycznej na rzecz wojska i policji politycznej (Służby Bezpieczeństwa). Wcześniej służby siłowe zawsze podlegały organom partii. Teraz Polska Zjednoczona Partia Robotnicza stała się pustym szyldem. Rządziło wojsko i bezpieka wraz z oligarchią gospodarczą z szeregów PZPR, robiącą interesy przy wykorzystaniu społecznego, niby wspólnego, majątku.

 13 grudnia 1981 roku wojsko wraz z siłami policji przejęło kontrolę nad krajem (główną rolę odgrywały szturmowe oddziały policji; wojsko pełniło raczej funkcje patrolowe). Kilka tysięcy działaczy "Solidarności" aresztowano i internowano (umieszczono w miejscach odosobnienia bez więziennego reżimu). Wszelkie związki i stowarzyszenia zawieszono, "Solidarność" zdelegalizowano. Na czele państwa stanęła Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego (osławiony WRON).

Od razu zaczęła się dyskusja nad celowością wprowadzenia stanu wojennego. Dyskusja ta trwa do dziś. Dla orientacji w dzisiejszej sytuacji politycznej w Polsce właśnie ta dyskusja jest bardziej wartościowa niż okolicznościowe wspominki z dni stanu wojennego.

O co chodziło Jaruzelskiemu? Rozpatrzmy wpierw wersję dla niego najbardziej korzystną (warto to uczynić, aby nikt nie mógł oskarżać naszego środowiska o niezdolność popatrzenia na sprawy z punktu widzenia naszych ideowych przeciwników).

Jaruzelski delegalizując "Solidarność" i internując jej przywódców bronił nie tylko monopolu władzy dla komunistów, ale też pozbawił Sowietów pretekstu do interwencji (nie musieli zresztą wkraczać z zewnątrz: w Legnicy i Bornem - Sulimowie było ich dość, by zbrojnie sterroryzować Polskę, nie mówiąc już o odcięciu w zimie dostaw ropy i gazu). Związek Sowiecki już się chwiał, ale jak każde ranne, ale jeszcze silne zwierzę, był niebezpieczny. Lepiej było go nie drażnić i poczekać, aż sam zdechnie. Tymczasem solidarnościowa elita polityczna była zbyt skłonna do pochopnego i przedwczesnego działania. Została przez reżim Jaruzelskiego przetrzymana w stanie "zamrożenia" do chwili upadku sowieckiej potęgi. Zdecydowane wystąpienie przeciw komunizmowi w 1981 roku mogło okazać się kolejnym skazanym na klęskę powstaniem narodowym. Społeczeństwo polskie nie miało ochoty (i słusznie) na nową efektowną klęskę i dlatego bez większego oporu przyjęło wprowadzenie stanu wojennego.

Gdyby ta wersja zdarzeń była prawdziwa, to może należałoby Jaruzelskiego podziwiać jako bohatera narodowego, choć tragicznego, który podjął się czarnej roboty, by ocalić swój kraj przed klęską. W takim razie aktualny prezydent Rzeczypospolitej jak najbardziej słusznie zaprasza generała do swej rezydencji i zasięga jego porad.

 Jaruzelski postępował w sposób umiarkowany. Rygory stanu wojennego, choć upokarzały większość społeczeństwa, to jednak nie przerodziły się w terror analogiczny do represji sprzed 1956 roku. Miejsca internowania nie były obozami koncentracyjnymi; uwięzieni w nich działacze "Solidarności" wyszli z nich z reguły cali i zdrowi (choć zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki w 1984 roku i inne skrytobójcze zabójstwa z tego okresu nie pozwalają zapomnieć o niewątpliwej zbrodniczości systemu).

A wersja dla Jaruzelskiego mniej korzystna? Może przy patriotycznej postawie dowództwa armii polskiej i przy większej trosce władców PRL o dobro ojczyzny niż o interesy mocodawców z Moskwy dałoby się obalić komunistyczną władzę już w 1981 roku i nie stracić kolejnego dziesięciolecia na polityczną i gospodarczą stagnację?  Związek Sowiecki był już przecież na krawędzi upadku. Jaruzelskiego należy więc oskarżyć o zdradę narodową, o wysługiwanie się Moskwie nie mniej gorliwe niż w czasach konfederacji targowickiej. Polegli w kopalni "Wujek" w końcu oddali życie za wolną ojczyznę. Dlaczego więc Jaruzelski wybrał drogę zaprzaństwa? Bo on i jego główny współpracownik, szef bezpieki, generał Czesław Kiszczak, potrzebowali czasu, by doprowadzić do eliminacji z „Solidarności" sił zdecydowanie patriotycznych i antykomunistycznych, by przemienić antykomunistycznych przywódców w rodzaju Wałęsy we współautorów „narodowego pojednania" zrealizowanego przy okrągłym stole.

Jaki jest efekt tego pojednania? Taki, że kombatanci z AK w wolnej Polsce mają znacznie mniejsze emerytury niż siepacze z UB. Także większość elity III RP tworzą wnuki osób uprzywilejowanych w PRL, a wnuki bojowników państwa podziemnego, kontynuujący ideały swych dziadków napotykają liczne przeszkody na swej drodze.

Z drugiej strony postkomuniści mają silną pozycję we wszystkich państwach Europy Środkowo - Wschodniej, które w 1989 roku wyzwoliły się spod sowieckiej dominacji. Nie jest to więc polska specyfika. Wszędzie za pokojową drogę przemian trzeba było zapłacić „zgniłym kompromisem".  Tym więcej mamy do zrobienia, aby zachowując dobre owoce kompromisu (brak złych wspomnień z bratobójczej walki) nie dopuścić do trwałego zatrucia umysłów młodego pokolenia „gnilnymi wyziewami" (polegającymi na przekonaniu, że komunizm nie był taki zły, a stan wojenny w pełni uzasadniony).

Zdjęcia: Wystawa w CKiT -2006 rok

 

 


2008 / 2017 © .:: AK GROT::. Wszystkie prawa zastrzeżone