Okruchy Wspomnien AK Nr 42, s. 88-109
Andrzej Grodzinski „Grot"
Historia Oddzialu Partyzanckiego „Potok"
Wymarsz na zrzutowisko
Przypominam sobie, ze w lipcu 1944 r., tuz po godzinie 18.00 „Lech"[1] wracal rowerem z Sulkowa na meline do „Potoka"[2] z wazna wiadomoscia: dzis w nocy bedzie zrzut dla Batalionu Wielickiego „Mrówka". Sygnalem byla melodia „Czerwony pas" nadana przez BBC, a odebrana przez dowódce placówki „Gromada" -VI kompanii, por. Boleslawa Tancule[3] przez radio znajdujace sie na strychu jego domu w Sulkowie. Nasluch trwal codziennie, na umówiony sygnal oczekiwano od okolo dwóch miesiecy, „Lech" chcial wiec jak najszybciej przekazac te wiadomosc „Potokowi". W Wieliczce w tym czasie panowala atmosfera szczególnie napieta, nerwowa; spodziewalismy sie lapanek, czesc kolegów z grupy dywersyjnej przebywala i nocowala na melinie u „Potoka", reszta czekala na ostrzezenia, by opuscic miejsca zamieszkania. „Lech", który znal sytuacje, wiózl wazna wiadomosc o zrzucie w duzym napieciu. Niedaleko od meliny, na polnej drózce laczacej Swidówke z Sulkowem spostrzegl zolnierza niemieckiego z pistoletem w reku, legitymujacego mlodego mezczyzne.
Byl nim, jak sie pózniej okazalo, niejaki Tuteja - pracownik kolejowy, który wracal do domu. „Lech" takze zostal zatrzymany przez Niemca, a poniewaz sam byl uzbrojony w pistolet FN-7,65 i wiózl tak wazna wiadomosc, zdecydowal sie na uzycie broni; oddal strzal i ranil Niemca w brzuch. Drugi strzal nie nastapil, pistolet „Lecha" zacial sie (pistolet FN-7,65 byl w naprawie u rusznikarza i jako sprawny pare dni przed tym wydarzeniem wrócil na meline do „Potoka", ale jak sie okazalo, zacinal sie w dalszym ciagu). Niemiec próbowal strzelic do „Lecha", ale byl ranny, nie mial juz na to sily i wywrócil sie. Tuteja z krzykiem uciekl. „Lech" zostawil Niemca i podniecony calym tym niezwyklym zdarzeniem wpadl na meline do „Potoka". Okazalo sie, ze wszystko to przypadkowo widziala sasiadka „Czarnoty", która bezposrednio po incydencie przybiegla do niego i powiedziala, ze ten rowerzysta, który wyjechal od „Czarnoty", zastrzelil Niemca. „Czarnota" przyspieszyl wiec przygotowania swoich ludzi do wymarszu na zrzutowisko. W tym czasie „Potok" byl na odprawie u dowódcy batalionu. „Lech" z siostra „Potoka" „Kladka" i przebywajacymi na melinie czlonkami grupy dywersyjnej przygotowali sie do opuszczenia „spalonej" meliny, zabierajac zmagazynowana bron i dokumenty.
W
rodzinnym domu „Potoka" nad rzeczka Swidówka byla skrzynka kontaktowa akcji „N"
- dywersji ideologicznej w jezyku niemieckim skierowanej glównie na teren
Rzeszy. Prowadzili ja „Potok", „Kladka" i jej maz Józef Janus[4],
który pracujac w „Mitropie", mial latwosc przerzucania materialów do róznych
miejsc w Niemczech i Polsce. Materialy na ogól z Warszawy szly na Slask, do
Bogucic k. Katowic, do zony „Potoka" - Klary Sitek, ps. „Erika". Naturalnie, w
tym czasie o tym nie wiedzielismy. Po powrocie „Potoka" zostal ogloszony alarm
dla wtajemniczonych. Wszyscy przebywajacy w swoich mieszkaniach w Wieliczce i
okolicy zostali zawiadomieni o koniecznosci wymarszu w rejon zrzutowiska, tj.
do Raciborska. Wszyscy mieli zabrac posiadana bron. Ta dosc trudna akcja
mobilizacyjna przebiegla bardzo sprawnie
i póznym wieczorem wszyscy czlonkowie batalionowej grupy dywersyjnej spotkali
sie w rejonie zrzutowiska. Szlismy grupkami, wschodnia strona Wieliczki,
rzeczka, a wlasciwie potokiem Swidówka, przez Lednice, Choragwice, Mietniów do
Raciborska, gdzie mial byc zrzut. Z kolegów z NOW[5]
byli: Gienek Jarosz, Zygmunt Miczynski, Antek Mizera, jego brat Jurek, Kazek
Dunikowski i Staszek Jordan[6].
Wszyscy nabralismy posiadana z racji dzialalnosci w grupie dywersyjnej bron
osobista, i wiec co najmniej po jednym pistolecie ze znaczna iloscia amunicji
oraz co najmniej po dwa granaty. Na zrzutowisku wyznaczono nam miejsce z
którego mielismy, wspólnie z terenówka i innymi grupami, m. in. grupa por.
„Czarnoty", ubezpieczac akcje.
Zrzutu nie bylo, mimo ze samolot nadlecial, ale nie wiadomo, czy zrzutowisko bylo zle oswietlone, czy zaistnial jakis inny powód, w kazdym razie samolot nadlecial na inne, zapasowe zrzutowisko. Rano, po przedrzemanej w zaroslach nocy, przemiescilismy sie w rejon Huciska i Kunic, gdzie przebywalismy w stodole caly dzien i noc. W zywnosc zaopatrywali nas gospodarze, czlonkowie terenówki z Kozmic, znajomi naszego szefa „Floriana"[7]. Dostalismy karabiny z amunicja troche granatów od Wladyslawa Kurka[8], magazyniera batalionu „Mrówka". Nie vystarczy ich jednak dla wszystkich. Jakze inaczej wygladaloby uzbrojenie oddzialu po udanym zrzucie.
Grupa dywersyjna przeksztalca sie w oddzial partyzancki
Równoczesnie trwaly konsultacje „Potoka" z dowódca batalionu o uzyskanie gody na przeksztalcenie grupy dywersyjnej w oddzial partyzancki. „Potok" taka zgode otrzymal, problem stanowil tylko brak uzbrojenia dla wszystkich. „Potok" zebral nas i zaapelowal, aby ci, którzy nie sa spaleni w robocie konspiracyjnej, wrócili do Wieliczki. W oddziale maja pozostac tylko naprawde spaleni. Na jego apel z grupy dywersyjnej zdecydowali sie wracac do domów serdeczni przyjaciele z NOW „Labedz", „Gryf, „Kruszyna" i „Karlowicz"[9]. Wrócili do Wieliczki, by z nami wspólpracowac, pomagajac nam w zaopatrzeniu w bron i inny sprzet potrzebny oddzialowi. Prowadzili dalej robote w terenówce. Przed odejsciem zostawili nam czesc swojej broni: pistolety i granaty, skromne zmiany bielizny i inne drobiazgi. „Kruszyna" zostawil mi wspanialy nieprzemakalny plaszcz z imitacji skóry, który takze sluzyl „Potokowi" w czasie róznych oficjalnych wystapien.
W
bron krótka i granaty oddzial byl dobrze zaopatrzony, niektórzy z nas mieli
nawet po dwa pistolety. Biwakujac jeszcze na lewym brzegu Raby, w
Hucisku-Grajowie, nasze dowództwo dowiedzialo sie, ze w Dobranowicach
zamelinowane sa konie bedace wlasnoscia Kólka Rolniczego „Socha"
z Wieliczki, które prezes kólka p. Skoczowski ukryl przez Niemcami na wsi.
Konie te postanowilismy zabrac dla formujacego sie oddzialu. Prawie wszyscy
bylismy z Wieliczki i uwazalismy, ze konie te nam sie naleza. Zostal wiec
wyslany patrol pod dowództwem „Floriana", z „Lechem", „Bromem", „Grotem"
i „Skautem"[10],
celem przejecia tak bardzo potrzebnych dla nowo organizujacego sie oddzialu
koni. Przez lacznika z terenówki zostalismy poprowadzeni do zabudowan. Byla
ciemna noc. W domu swiecila sie jeszcze lampa naftowa. Cicho podeszlismy do
oswietlonych okien. W izbie przy stole siedzial gospodarz
i trzech braci Koziarowskich, najstarszy Bolek, Jurek i Zbyszek, z którym
chodzilem w 1939 r. do trzeciej klasy gimnazjalnej w Wieliczce. Poniewaz znalem
ich wszystkich dobrze, „Florian" kazal mi sie wycofac, pozostac w
ubezpieczeniu, a do izby weszli „Florian" i „Lech". Ubezpieczali takze „Skaut"
i „Brom", który równiez chodzil do gimnazjum i mógl byc rozpoznany przez
Koziarowskich. Zaskoczony gospodarz
i Koziarowscy nie bardzo protestowali; wyszli na dziedziniec, wyprowadzili
konie i zaprzegli je do wozu. Na wóz zaladowano worki z owsem, które tez byly
zamelinowane u gospodarza. Wóz zaladowywali gospodarz z Koziarowskimi. Ukryty w
cieniu obserwowalem szybki zaladunek i do dzis pamietam, co powiedzial Zbyszek
do braci w czasie dzwigania ciezkich worków: O k... Jakie to ciezkie.
Podwoda
zaprzezona w pare wspanialych kasztanków pojechalismy do Kunic, gdzie
u przypadkowego gospodarza zamelinowalismy czesc worków z owsem zaznaczajac, ze
stanowia one wlasnosc OP „Potok" i ze po nie wrócimy pózniej. Mial wiec oddzial
swoja podwode, a opieke nad konmi przejal „Skaut", syn znanego ogrodnika z
Zabawy, który chyba najlepiej z nas wszystkich znal sie na koniach. Nastepnej
nocy przeprawilismy sie przez rzeke Rabe, na jej prawy brzeg. Przejscie
odbywalo sie gdzies pomiedzy Winiarami a Kunicami. Zabawna historia przytrafila
sie „Florianowi", spadl z konia do wody. Smielismy sie komentujac: konna
marynarka, bo jak wiadomo szef oddzialu byl zawodowym podoficerem Marynarki
Wojennej. Po przejsciu Raby humory wszystkich poprawily sie. Bylismy juz na
terenach partyzanckich. Czulismy sie bezpieczniej. Niemcy z reguly nie
przekraczali Raby, a na moscie stala tablica ostrzegawcza „Bandengefahr"[11].
Sklad oddzialu w chwili przekraczania Raby przedstawial sie nastepujaco:
- por. Wladyslaw Wolek „Potok" - dowódca oddzialu
- ppor. Mieczyslaw Kurowski „Luska" - zastepca dowódcy
- ppor. Robert Mazur „Rymsza" - oficer wywiadu
- chór. Stanislaw Tatara „Florian" - szef
- plut. pchor. Józef Sleczka „Lech" - dowódca druzyny
- kpr. pchor. Andrzej Grodzinski „Grot" - zastepca dowódcy druzyny
- plut. pchor. Tadeusz Ekert, „Dzik"
- kpr. pchor. Kazimierz Dunikowski „Szaruga"
- kpr. Stanislaw Rzepa „Skaut"
- kpr. Bronislaw Lesniak „Brom"
- Boleslaw Olszowski „Sosna"
- kpr. Krzysztof Guzkowski „Lubicz"
- kpr. Emil Stopa „Rys"
- Stanislaw Wilkon „Czerwony"
- kpr. Kazimierz Mleczko „Lis"
- kpr. Michal Ziarko „Zbik"
- kpr. Stanislaw Jordan „Szerszen"
- kpr. Otton Goetel „Got-Wasik"
Bylo nas osiemnastu, prawie wszyscy znalismy sie z batalionowej grupy dywersyjnej, bylismy obstrzelani i przeszkoleni w dywersji od 1942 r. Wiekszosc z nas miala ukonczone srednie szkoly techniczne. Stanowilismy wiec kadre przyszlego OP „Potok".
„Potok"
prowadzil oddzial do Kedzierzynki, gdzie uprzednio wyslany „Rymsza" ustalil nam
spotkanie z OP „Zólw"[12].
Tu zostalismy goscinnie przyjeci, dostalismy cos do jedzenia, troche sie
oporzadzilismy i dalej w droge. Lacznicy z terenówki poprowadzili nas przez
Czaslaw na Sarnulki, do zabudowan Wojciecha Piwowarskiego[13].
Tu miescil sie punkt przerzutowy do Zgrupowania „Koscieszy". Spalismy w stodole
i czekali na kontakt i przewodników, którzy mieli nas doprowadzic na Kamiennik.
Trwalo to niecale dwa dni. Kontakty zalatwil niezawodny „Rymsza". W Sarnulkach
spotkalem Staszka Lesslera[14],
juz partyzanta „ze stazem", byl zastepca „Zólwia". Ladnie ubrany w czarny
mundur, uzbrojony, jezdzil na malym koniku. Ze Staszkiem chodzilem do jednej
klasy w gimnazjum wielickim, bywalismy
u siebie w domach, dojezdzalismy do Krakowa do szkól technicznych, Staszek na
Krzemionki do Technikum Górniczego, ja na Krupnicza do Technikum Mechanicznego,
potem pracowalismy razem w kopalni soli. Bylo to nasze ostatnie spotkanie.
Staszek zginal 13 wrzesnia 1944 r. w czasie akcji przeczesywania terenu.
Pierwszym
miejscem postoju na Kamienniku byly zabudowania gajowego Stasiaka. Tu wizytowal
nas dowódca Zgrupowania „Kosciesza"[15]
i jego sztab. Przeglad wypadl dobrze, „Kosciesza" chwalil „Potoka" za jego
wojskowa postawe, cieszyl sie z naszego dobrego uzbrojenia, szczególnie w bron
krótka
i granaty - wiadomo, wywodzilismy sie z grupy dywersyjnej.
Partyzanckie zycie
Wchodzilismy powoli w zycie partyzanckie Zgrupowania, a wiec patrolowalismy teren i oslaniali pólnocne stoki Kamiennika. Wraz z innymi patrolami bralismy udzial w likwidowaniu garbarni w Dobczycach i konwojowalismy podwody z wyprawionymi skórami z Dobczyc na Kamiennik. Za udzial w akcji OP „Potok" otrzymal swoja dole. Gros skór poszlo do magazynów Zgrupowania. Po paru dniach zmienilismy m. p.; przenieslismy sie do Trzemesni, do gospodarzy Niepsujów. Ich zabudowania miescily sie na zachodnim koncu Kamiennika. Gospodarze udostepnili nam caly dom, stodole i miejsce dla koni w stajni. Zywnosc dostalismy z zaopatrzenia Zgrupowania. Jak na warunki partyzanckie zaopatrzenie dzialalo bardzo sprawnie. W Zgrupowaniu zorganizowano nawet piekarnie, które dostarczaly nam chleb i zawsze bylo cos do chleba. W naszej kuchni caly dzien byl ruch. Gospodyni, z pomoca „Dzika" i ,,Lisa", przyrzadzala posilki. „Dzik" pelnil funkcje oficera gospodarczego. Caly kuchenny sprzet: miski, kubki, sztucce, garnki i wiadra, dostalismy od p. Mizery, poprzez jego synów „Gryfa" i „Karlowicza". P. Mizera w czasie okupacji prowadzil duzy sklep zelazny w Sukiennicach i bardzo pomagal oddzialowi.
Spalismy
w stodole, „Lech" ze swoimi w przybudówce do stodoly, obitej byle jak deskami,
dosc przewiewnej i bez drzwi, a dowództwo w stodole - prawie komfortowo.
Formujaca sie II druzyna spala na klepisku w stodole. Poczatkowo dowódca tej druzyny
byl kpr. „Got-Wasik", ale po przyjsciu do oddzialu kpr. Franciszka Nawrota16
„Potok" powierzyl mu dowództwo. Troche zdziwienia wzbudzilo przyjscie do
oddzialu trzech braci Nawrotów, wspomnianego juz Franciszka[16]
oraz Klemensa[17] i
Mariana[18].
Przyszli uzbrojeni w karabiny, do których mieli duzo amunicji. Uciekli ze
sluzby ochrony kolei, tzw. Bahnschutzu
i trafili akurat na nas. To, ze znalem Mariana z gimnazjum wielickiego (razem
chodzilismy do trzeciej klasy) i poreczylem za niego sprawilo, ze „Potok" zdecydowal
sie ich przyjac. „Jelen" byl rusznikarzem
i przydal sie bardzo w oddziale, sprawdzajac i remontujac bron. Mniej wiecej w
polowie sierpnia spotkalem przypadkowo na podwórku zabudowan naszych
gospodarzy, przez które to podwórko wiodla sciezka z Trzemesni, idacego do
„Koscieszy" Mieczyslawa Batke[19]
z Osieczan, przyszlego meza Heli Jarosz, siostry „Kruszyny". Jezdzilismy do
niego nieraz z Wieliczki do Osieczan na rowerach, razem z „Kruszyna", „Gryfem"
i innymi kolegami, juz w 1942 r. Naturalnie w tym czasie nie wiedzialem, ze M.
Batko, jako przedstawiciel Batalionów Chlopskich, byl zastepca dowódcy Obwodu
„Murawa" powiatu myslenickiego. Porozmawial ze mna chwile, dopytywal sie o
„Kruszyne", „Gryfa" i innych, o których wiedzial, ze byli w konspiracji. Zostawil
troche papierosów i poszedl dalej do „Koscieszy".
Bralismy czynny udzial w zyciu Zgrupowania. Wraz z innymi oddzialami partyzanckimi ubezpieczalismy spotkanie „Koscieszy" z Hamannem, komendantem gestapo w Myslenicach. Spotkanie to mialo miejsce w dniu 24 sierpnia 1944 r. w kamieniolomie, na poludnie od Droginii. OP „Potok" ubezpieczal to spotkanie od strony zachodniej, majac doskonaly wglad na droge Myslenice-Droginia. Dnia 26 sierpnia 1944 r. OP „Potok" ponownie, wraz z innymi oddzialami partyzanckimi, ubezpieczal spotkanie „Kosciesza" - Hamann, tym razem w Dobczycach. „Potok", zgodnie z poleceniem „Koscieszy", mial wybrac na to zadanie dobrze umundurowanych i uzbrojonych partyzantów. Mielismy zrobic dobre wrazenie na gestapowcach prezentujacych sie okazale. Wg „Potoka" byla to zupelnie niepotrzebna dekonspiracja, co zreszta wkrótce sie potwierdzilo. „Potok" wybral wiec, oprócz „Floriana" i „Luski", „Lecha", „Grota", „Szaruge", „Czerwonego", „Skauta", „Broma", „Sosne", „Kule", „Szerszenia", „Wilka", „Jelenia" i „Cierniaka"[20].
Juz
bardzo wczesnie rano zajelismy wyznaczone nam pozycje, przy moscie na Rabie w
samych Dobczycach. Okolo godz. 10 widzielismy wjezdzajacych Niemców. Jak sie
pózniej dowiedzielismy, Hamann w tym spotkaniu nie uczestniczyl. Na posterunkach
pozostalismy do godzin poludniowych.
W dniu tym, wsród licznie handlujacych na rynku w Dobczycach, przypadkowo
spotkalem p. Ptakowa, matke moich kolegów z gimnazjum Wladyslawa i Eugeniusza,
z którymi sie przyjaznilem. Obaj byli w AK w Kedywie i w tym czasie przebywali
w Miechowskiem, w Batalionie „Skala". W Dobczycach spotkalismy takze Marysie
Grazelle, córke weterynarza z Wieliczki, kolezanke i dobra znajoma „Szarugi",
sasiadke z ul. Krakowskiej. Mlodsza troche od nas, piekna brunetka o urodzie
semickiej schronila sie w Dobczycach, chociaz nie byla Zydówka. Zobaczyla nas z
okna, wybiegla i goraco powitala „Szaruge". W Dobczycach do oddzialu doszedl
„Lew"[21],
Polak, dezerter z jakiejs paramilitarnej organizacji, ukrywajacy sieu swoich
krewnych w Dobczycach. Ktos z terenówki polecil go „Potokowi". „Lew" chodzil w
mundurze niemieckim. Pamietam go w zwiazku z tym, ze na melinie w Trzemesni
dalem mu na polecenie „Floriana" pistolet marki Nagan, z którego „Lew" w czasie
manipulowania postrzelil sie w palec lewej reki. Sam zachowalem sobie
parabelke, do której latwiej bylo o amunicje niz do nietypowego nagana, który
tak dobrze sluzyl mi w akcjach grupy dywersyjnej. Po zakonczeniu akcji w
Dobczycach wrócilismy na Kamiennik. I znowu szkolenia i patrole wypelnialy nam
dni w m. p. Urozmaiceniem tych dni byly wyjazdy w teren.
W
polowie sierpnia delegacja OP „Potok" brala udzial, wraz z innymi oddzialami
partyzanckimi, w uroczystosciach pogrzebowych w Glichowie, zegnajac tragicznie
zmarlego partyzanta z OP „Prad". Postrzelil go smiertelnie wlasny kolega
manipulujac rkm-em w izbie, gdzie spali. Pogrzeb byl uroczysty, z kwiatami,
salwa honorowa i przemówieniami. Pamietam slowa: Zginal przez zlosliwosc
rzeczy martwych, wypowiedziane przez jednego z dowódców. Dnia 27 sierpnia
1944 r. „Potok", „Luska", „Florian", „Lech", „Grot", „Skaut" i „Sosna"
wyjechali na dozynki do dworku p. Jedrkiewiczów do Kornatki. W ogóle z Kornatka
wiazala nas szczególna sympatia. W willi p. Kozlowskich byl punkt przerzutowy z
Wieliczki -
i nie tylko - na Kamiennik. W tym czasie w willi mieszkala p. Kozlowska - wdowa
po znanym lekarzu
z Dobczyc - i jej córki Julia i Janina. Mlodsza Janina, ps. „Krystyna" byla
sanitariuszka Zgrupowania „Koscieszy". Syn Konrad, ps. „Mitmar" byl adiutantem
„Koscieszy". Czesto przebywalismy w tym domu, czekajac na laczników Batalionu
Wielickiego, aby ich przeprowadzic do oddzialu. Sygnalem wolnego, niespalonego
spotkania bylo wywieszone na balkonie I pietra przescieradlo, widoczne z daleka
od strony poludniowej, od Sarnulek, któredy z reguly wiodla nasza droga z
Kamiennika na Kornatke. Na Sarnulkach, w domu „Rogacza" zawsze znajdowalismy
zyczliwe przyjecie. W Kornatce ukrywal sie takze z rodzina p. Siemaszko, syn
aktorki Wandy Siemaszkowej, znana postac z okupacyjnych czasów Wieliczki,
handlarz sola, któremu „Potok" sprzedal sztucer zdobyty przez batalionowa grupe
dywersyjna w czasie akcji na szosie w Biskupicach na wiosne 1944 r.
Dnia 2 wrzesnia 1944 r., w sobote, „Potok" wyslal w rejon Sieprawia, a wiec na lewy brzeg Raby, patrol celem rozpoznania i zrobienia porzadku ze zidentyfikowana przez terenówke w Sieprawiu grupa rabusi, którzy z bronia w reku dopuszczali sie grabiezy. Wyjechalismy furka w skladzie: dowódca „Florian", „Lech", „Grot", „Szaruga", „Skut" i „Rys". Póznym wieczorem dojechalismy do dworku Mehoffera w Dziekanowicach, gdzie zostawilismy konie. Byla piekna noc, gdy podprowadzeni zostalismy do zagrody gospodarza, gdzie przed stodola siedzialo rozmawiajac pieciu mezczyzn. Dosc szybko i bez koniecznosci uzycia broni zaskoczylismy ich. Jakiez bylo zdziwienie „Grota" i „Szarugi", gdy rozpoznali swoich mlodszych kolegów gimnazjalnych Romka Banasia i Wladka Juszkiewicza. Odstawiali oni do oddzialu „Smialego" trzech Rosjan, którzy uciekli z Krakowa, z jakiejs jednostki Wehrmachtu, i czekali w Sieprawiu na kontakt z oddzialem, ale z powodu przedluzania sie postoju zmuszeni byli zywic sie, moze niezbyt legalnie, co nie spodobalo sie terenówce, która ten fakt zameldowala w OP „Potok" i stad nasza interwencja. Terenówka z Sieprawia nalezala do Batalionu Wielickiego, a z niego wywodzil sie przeciez OP „Potok". Zaskoczonych rozbroilismy, zabralismy karabiny i pistolety - Rosjanie uciekli z Wehrmachtu uzbrojeni - i polecilismy im opuscic teren. Po kilku dniach, juz na Kamienniku, „Potok" i „Smialy" dogadali sie i karabiny zwrócono. Bylo to takie male nieporozumienie - dobrze, ze skonczylo sie bez ofiar. Po rozbrojeniu grupy rzekomych bandziorów poszlismy na krótki sen do dworskiej stodoly.
[1] „Lech" - chodzi prawdopodobnie o pchor. Józefa Sleczka „Lecha", dowódce I druzyny OP „Potok", wymienionego w ksiazce K. Guzikowskiego Armia Krajowa na terenie powiatu wielickiego, „Biblioteczka Wielicka", zeszyt 3, Kraków 2000, s. 151. (red.)
[2] Por./kpt. Wladyslaw Wolek „Potok", dowódca oddzialu dywersyjnego
zorganizowanego w placówce Wieliczka-Miasto, kryptonim „Lena". Byt zastepca
dowódcy batalionu wielickiego „Mrówka", a w 1944 r. dowódca oddzialu
partyzanckiego
o kryptonimie „Potok", przyjetym od jego pseudonimu. Przed wojna nauczyciel
szkól powszechnych, por. WP. Wymieniony wielokrotnie w ksiazce K. Guzikowskiego,
op. cit. (red.)
[3] Por. Boleslaw Tancula „Czarnota", „Trzaska", „Tysiac" byl dowódca placówki Wieliczka-Wies, kryptonim „Gromada", od 1941 r. do 19 stycznia 1945 r. K. Guzikowski, op. cit. (red.)
[4]
Józef Janus „Szwagier" byl pracownikiem
wagonów restauracyjnych w pociagach pospiesznych kursujacych z Katowic do
Wroclawia i Berlina. Umozliwilo mu to przewozenie ulotek, biuletynów i innych
wydawnictw redagowanych w jezyku niemieckim. Cala akcja odbywala sie pod
kryptonimem „N" i byla specjalna forma dywersji antyniemieckiej, majacej na
celu oslabianie morale zolnierzy Wehrmachtu. Jednym z uczestników tej akcji byl
Jan Nowak-Jezioranski, o czym pisze w swoich wspomnieniach Kurier z Warszawy,
Znak, 1989. Szerzej akcja omówiona jest w ksiazce K. Guzikowskiego, op. cit.,
s. 126
i nastepne, (red.)
[5] Wedlug K. Guzikowskiego, op. cit., oddzial wielicki Narodowej Organizacji Wojskowej, zaprzestal swej dzialalnosci z chwila wlaczenia do Armii Krajowej, zachowujac swoje stany osobowe bez jakichkolwiek zmian, (red.)
[6] Pchor. Kazimierz Dunikowski „Szaruga" i pchor. Stanislaw Jordan „Szerszen" wchodzili w skfad stalego oddzialu dywersyjnego „Potok". Pchor. Eugeniusz Jarosz „Kruszyna", pchor. Antoni Mizera „Gryf i Jerzy Mizera „Karlowicz" byli w skladzie OP „Potok", który przeszedl za Rabe do Zgrupowania „Kamiennik". Wedlug K. Guzikowskiego wszyscy trzej wymienieni pozostali jednak celowo w Wieliczce, bracia Mizerowie dla organizowania zaopatrzenia oddzialu, a Eugeniusz Jarosz, który posiadal prawo jazdy, prowadzil samochód strazacki, uzywajac go do przerzutu broni i amunicji z Wieliczki do Kozmic Wielkich. (K. Guzikowski, op. cit.,s. 140 i 152). Blizszych danych o Zygmuncie Miczynskim, ps. „Labedz" - nie udalo sie ustalic, (red.)
[7] Chor./ppor. Stanislaw Tatara „Florian" - szef oddzialu partyzanckiego „Potok". K. Guzikowski, op. cit., s. 151. (red.)
[8] Kpr. Wladyslaw Kurek „Mocarny" wybudowal i odpowiednio zabezpieczyl magazyn w Kozmicach Wielkich. Znajdowal sie on pod jego domem. Magazynowana byla w nim bron pochodzaca m. in. ze zrzutów. O jego istnieniu wiedzialy tylko trzy osoby, por. K. Guzikowski, op. cit., s. 101. (red.)
[9] Wedlug K. Guzikowskiego (przypis nr 6), za wyjatkiem „Labedzia", pozostali trzej nie przeszli za Rabe, ale od razu zostali na terenie Wieliczki, (red.)
[10] Kpr. Bronislaw Lesniak „Brom", plut. pchor. Andrzej Grodzinski „Grot", kpr. Stanislaw Rzepa „Skaut"-wyszczególnieni takze w ksiazce K. Guzikowskiego, op. cit., s. 151. (red.)
[11] „Bandengefahr" - w dowolnym tlumaczeniu: Bandyci, niebezpieczenstwo. (red.)
[12] OP „Zólw" - oddzial dowodzony przez sierz. Franciszka Mroza .Zólwia". O „Zólwiu" pisala w „Okruchach Wspomnien" nr 28 z 1998 r. Celina Drozdowicz „Rusalka" Bylam laczniczka. Pamieci Franciszka Mroza i Józefa Miki. (red.)
[13] Wojciech Piwowarski „Rogacz" - brak blizszych danych, (red.)
[14] Stanislaw Lessler „Kania", „Korsarz", do oddzialu .Zólwia" przeszedl z OP „Blyskawica" i zostal zastepca dowódcy oddzialu. K. Guzikowski, op. cit., s. 154 i 156. (red.)
[15] Ppor. kaw. Wincenty Korczak-Horodynski „Kosciesza" - od maja 1944 r. do pazdziernika 1944 r. dowódca obwodu Myslenice, kryptonim „Wrona", „Murawa". W dniach 12-18 wrzesnia 1944 r. w rejonie obejmujacym miejscowosci: Dobczyce, Raciechowice, Lipnik, Wisniowa, Weglówka, Glichów oraz gór: Kamiennik i Lysina, toczyly sie zaciete walki, których tragiczna konsekwencja byla dokonana przez Niemców pacyfikacja wsi Lipnik i Wisniowa. Niemcy zamordowali wówczas 132 osoby cywilne i spalili przeszlo 140 gospodarstw. Po przeprowadzeniu przez zastepce inspektora Inspektoratu Rejonowego w Krakowie ppor. Piotra Kaczale „Zreba" dokladnej i krytycznej analizy przebiegu walk, dokonano zmiany w strukturze organizacyjnej. „Kosciesza" zostal wówczas odwolany z funkcji komendanta obwodu, zob. K. Guzikowski, op. cit., s. 74 oraz „Okruchy Wspomnien" nr 15 z 1995, Mieczyslaw Owca „Filip" Partyzanckie walki w masywie Kolonia w pow. myslenickim woj. krakowskiego 29 listopada 1944 r., s. 30 i 31. (red.)
[16] Kpr. Franciszek Nawrót „Kula" byt dowódca II druzyny OP „Potok", (red.)
[17] St. szer. Klemens Nawrót „Jelen" wchodzil w sklad II druzyny OP „Potok", (red.)
[18] St. strz. Marian Nawrót „Wilk", podobnie jak wyzej wymienieni jego bracia, byl czlonkiem II druzyny OP „Potok". Kazimierz Guzikowski, op. cii., s. 151. (red.)
[19] Ppor. Mieczyslaw Batko „Motyka" byl takze dowódca w rejonie Osieczan. (red.).
[20] „Cierniak" NN - czlonek II druzyny OP „Potok", op. cit., s. 151. (red.)
[21] „Lew" NN - brak blizszych danych, (red.)